Przekręcając się na leżaku z jednego na drugi bok sięgnęłam
po telefon. Tam wiadomość od Blanki. Odruchowo wcisnęłam przycisk lesen
(odczyt). „Cześć piękna! Idziemy dziś na zakupy? We wtorek musimy jakoś
wyglądać, prawda?” Przez moją jeszcze powoli reagującą mózgownicę przeszła odpowiedź,
tak Blanka, musimy.. Nagle mnie oświetliło. Przecież we wtorek na przyjęciu
poświęconym zdobyciu mistrza Niemiec mają pojawić się wszyscy pracownicy,
działacze i piłkarze z klubu taty. To raczej obowiązek prezentować się
nienagannie.
Wstałam z leżaka, ubrałam na stopy japonki, podrapałam się
po głowie, dopiłam ostatni łyk szklanki z sokiem rzekomo „light”. Popchałam
ogromniaste szklane balkonowe drzwi i weszłam do środka. Zorientowałam się, że
nikogo tu mnie ma. Momentalnie poczułam przyjemny powiew marmurowego zimna
oplatającego moje, jak się okazało spalone na czerwonego raka ciało. Poczłapałam
do swojej sypialni. Otwierając drzwi między moimi nogami niczym dwie błyskawice
na łóżko wparowały psy. Mika i Blumi. Kochane stworzenia. To zazwyczaj one
umilały mi samotny pobyt w domu, gdy tata był w pracy a był tam przez większość
czasu. Widywałam go późnymi wieczorami kiedy to wracałam z zakupów. Otworzyłam
szafę. Mika stała na tylnich łapkach myśląc, że zaraz dostanie jakiś smakołyk.
Naturalnie była w błędzie. Niestety szafa to nie lodówka. Już wspominałam, że
to takie mądre i sprytne stworzenia? Oddałabym za nie własne życie. Zbliżała
się 19. Zamknęłam się w łazience odpaliłam ulubioną muzykę i odczekiwałam, aż
wanna napełni się wodą z moim ulubionym zapachem owoców cytrusowych, który
dawał mi kopa na resztę dnia. Zanurzyłam się w błogiej kąpieli na kilkanaście
relaksujących minut. Ubrałam się i wyszłam z domu. Widząc Blankę odruchowo
wlepiłam sobie na twarz uśmiech. Była z Matsem. Tak, tak z tym Humim o boskiej
twarzy greckiego boga.
-Boże jasny coś ty taka czerwona? To pewnie te solarium. Mam
na to świetny krem. Na pewno podziała.
Jeszcze przez kilkanaście minut Blanka rozwodziła się na
temat mojej skóry a ja cierpliwie wysłuchiwałam jej matczynego monologu. W
końcu doszliśmy do jej ulubionego sklepu. Ten z kolei mieścił się obok jej
kolejnego ulubionego sklepu z dodatkami. Kiedyś stwierdziłam, że każdy
napotkany sklep staje się jej ulubionym. Kupiłam sobie skromną granatową sukienkę
sięgającą ponad kolana.
-Mats za nas zapłaci- stwierdziła, a ten jak wierny sługa
wyjął z portfela kartę kredytową i zapłacił za pokaźny rachunek moich i jej
zakupów. Pomyślałam no cóż czego nie robi się dla narzeczonej (poniekąd drogiej
w utrzymaniu narzeczonej). Ruszyliśmy do restauracji. By się odwdzięczyć tym
razem to ja postawiłam im te obleśne małże i
inne tego typu gówna morza. Jak można się w tym lubować? Mniejsza o to.
Ja najchętniej zjadłabym hamburgera albo frytki albo… zaraz zaraz! Nie przy
nich. No przecież, że nie. Nie przy tych ludziach z klasą.
-Kaśka czy ty słyszysz co do Ciebie mówię?!- mówiąc to po
raz koleiny ocuciła mnie z rozmyślań nad normalnym życiem.
-Przepraszam zamyśliłam się- odpowiedziałam z udawaną
skruchą.
-Tak więc jeśli chcesz możesz się z nami wybrać na te
wakacje.
Chcąc nie chcąc (a raczej bardzo nie chcąc) zgodziłam się.
Udając zadowolenie przeprosiłam zakochaną parę i wyszłam odebrać telefon.
-Tak słucham.
-czy mogę rozmawiać z trenerem Jurgenem?
-taty nie ma teraz przy mnie ale czy mam coś przekazać?-
zapytałam pełna niewiedzy o rozmówcy.
-proszę zapytać pana Kloppa czy dzisiejsze spotkanie jest
jeszcze aktualne.
-dobrze przekażę, do widzenia. Rozłączyłam się. Zorientowałam
się że to jakiś przedstawiciel z Borussii.
-My chyba będziemy się już zbierali. Jutro czeka mnie wizyta
u fryzjera z Caroline- oznajmiła Blanka.
-Rozumiem to do zobaczenia-wydukałam pełna ulgi, że to
spotkanie się już kończy. Blanka to miła i naprawdę szczodra dziewczyna ale
kolegowanie się z nią to dla mnie w pewnym stopniu przymus ( dla przeciętnego
normalnego człowieka akt desperacji!). Należy do kobiet które lubią pokazać się
w pełnym rynsztunku i dopracowania stroju, pięknym makijażu itd.. Od czasu gdy
podłapała mnie sobie za koleżankę muszę dotrzymywać jej kroku jeśli chodzi o
styl i tępo życia. Bardzo dobrze wiem że gdyby tylko mogła to całkowicie
zmieniła by mój wygląd ale ja na szczęście należę do osób, które na głowę nie
dają sobie wejść.
Po przesadnie słodkim „ciał” papa i heej wreszcie mogłam
ruszyć do domu. Byłam wykończona. Pobyt z Blanką dla takiej osoby jak ja to spory
wyczyn. Osoby zwykłej i nie lubiącej ekstrawagancji. Pozory są mylące. Niestety
to ja musiałam się przystosowywać do innych osób z mojego otoczenia i tak
właśnie jest też z moją znajomością z Blanką. W końcu bycie córką trenera
jednego z największych klubów w kraju do czegoś jak by nie było, przymusowo zobowiązuje.
Ding dong! Drzwi otworzyła Alberta. To nasza gosposia. To
ona utrzymuje całe ten dom w ryzach i nie pozwała by ktoś się temu sprzeciwiał.
Kochana kobieta. W pewnym sensie zastępowała mi mamę, której nigdy nie miałam.
-jest już tata?
-tak jest w salonie. Ma gościa.
-Naprawdę?- dopytywałam. A kto to?
-idź lepiej na górę do siebie i nie podsłuchuj! Alberta wygoniła
mnie do pokoju. Nie lubiła gdy wracam tak późno do domu. Dbała o to abym
kolejnego dnia mogła normalnie funkcjonować. Ściągnęłam jednego potem drugiego
buta i czmychłam do siebie. Rzuciłam torby z zakupami i opadłam na łóżko. Z
chęcią bym zasnęła. Ubrana jeszcze w sukienkę i wielkie prosiaczkowo różowe
kapciochy poszłam do kuchni napić się mleka. Nagle do kuchni wszedł mój tata z tacką filiżanek po kawie a za nim
pewien starszy mężczyzna.
-Oo Kasiu już jesteś?- nie krył zaskoczenia- Co tak
wcześnie?
-już 22 więc o której miałabym przyjść?- zapytałam lekko
uszczypliwie. Tata zignorował moją pyskówkę do jego osoby.
-poznaj proszę oto pan Harun, menedżer Sahina.
-miło było mi panią poznać pani Kasziu.
-Kasiu. To polskie imię- zaznaczyłam z aroganckim uśmieszkiem
podając mu dłoń.
-tak jest. Pani wybaczy.- przeprosił nie kryjąc speszenia.
Goście wyszli a ja zasiadłam do stołu jedząc kolację. Tata
wpadł do kuchni jak poparzony mówiąc:
-mogłabyś byś troszkę milsza?
-to nie moja wina, że ten facet nie potrafi wypowiadać
imion- odpowiedziałam z ironią nie kryjąc zaskoczenia pytaniem ojca.
-ja przez ciebie zwariuję!- powiedział całując mnie w czoło
na pożegnanie.
-i osiwiejesz- krzyknęłam z uśmiecham na dobranoc.
Nawet fajnie się zaczyna ;) Trochę pyskata ta Kasia, ale tak jak każda nastolatka w tym wieku :) xD Pozdrawiam i zapraszam do mnie :* http://fajnymezczyznadobrzezepilkarz.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń