piątek, 28 czerwca 2013

VII " Puść mnie ! "

Od samego rana pogoda dopisywała na Krecie. Słońce mocno przygrzewało, bezchmurne niebo, sprawiały że miało się ogromną ochotę spędzić ten dzień na plaży, odprężając się od wczorajszych zdenerwowań. Przeciągnęłam się na łóżku, unosząc ręce ku górze w ramach oznaki ogromnej radości. Uśmiechnęłam się mimowolnie i spojrzałam w kierunku kanapy, na której miał spać Marco. Wyglądała na nietkniętą. Rzucona poduszka i kołdra, leżały w tej samej pozycji, w której je położyłam. Przez chwilę poczułam obawę o mojego lokatora, ale to było tylko chwilowe. Co on mnie obchodzi ? Może nawet przez cały nasz pobyt tutaj nie nocować, a ja nie będę nad tym ubolewać.
Radośnie wstałam z olbrzymiego łóżka, wyjrzałam przez okno, z którego rozpościerał się widok na całą plażę i udałam się do łazienki. Całą wannę wypełniłam letnią wodą, dodając kąpielowej soli i zanurzyłam się po szyję. Czułam jak moje ciało pozytywnie odbiera taką formę relaksu. Po niespełna godzinie wyszłam z łazienki, owinięta jedynie jedwabnym ręcznikiem. Wszystkie swoje ubrania pozostawiłam w szafie, nie biorąc nic na przebranie. Byłam święcie przekonana że jestem sama, więc nie krępowałam się tym że wychodzę prawie naga. Zamknęłam drzwi, odwracając się w stronę pokoju. Przede mną stał Marco, ubrany jedynie w bokserki który widocznie postanowił zmienić ubranie.
- Co ty robisz ?- zapytałam unosząc ręcznik bardziej ku górze, aby bardziej zakryć moje roznegliżowane ciało. Spojrzał na mnie, chytrze się uśmiechając pod nosem i zakładał koszulę, na swoje wyrzeźbione ciało.
- Mieszkam, zapomniałaś ?
- Nie, ale nie było cię w nocy, więc pomyślałam że nie będziesz tu mieszkał- stałam nie mogąc oderwać wzroku od niego. Byłam wściekła na siebie.
- Taki miałem zamiar, ale..-wpatrywał się uważnie we mnie- jak mam tu taką laskę, to co będę się szwendał po innych pokojach.
- Co za cham!- krzyknęłam w jego stronę, zabrałam swoje ubrania i ponownie zamknęłam się w łazience. Irytowała mnie jego osoba. Na początku stara się do mnie zbliżyć, potem mnie wyzywa a teraz znowu myśli że ja mu wskoczę do łóżka. Co to to nie ! Poza tym przecież on ma dziewczynę. Szczerze mówiąc to jej współczuję że natrafiła na kogoś takiego, kto na każdym kroku zamierza ją zdradzić. No ale to nie moje życie, nie moje sprawa.
Po kilku minutach wróciłam do ' naszego pokoju ' i okazało się że ponownie jestem sama. Nareszcie. Postanowiłam pójść na plaże i odnaleźć resztę paczki. Przed wyjściem spojrzał jeszcze w lustro sprawdzić jak wyglądam. Uznałam że całkiem nieźle i wyszłam.
Plaża była całkowicie przeludniona. Na każdym kroku byli turyści, którzy świetnie się tutaj bawili. Nie daleko spostrzegłam Ewę i Blankę, które leżały na leżakach, a mężczyźni im towarzyszyli. Rozglądałam się za Marco. Zabawiał się z nowo poznanymi dziewczynami, które- według mnie- były sporo młodsze od niego, chyba nawet ode mnie. Nie wiem co mnie podkusiło, ale postanowiłam podejść do nich i odegrać scenkę zazdrości. Chciałam dopiec Niemcowi za jego zachowanie wobec mnie.
- Marco jak możesz !- wymusiłam w sobie łzy, nie było nawet z tym trudno- Jak możesz mnie zdradzać na moich oczach!- uderzyłam go w policzek, ale niezbyt mocno. On sprawiał wrażenie zaskoczonego i zarazem wściekłego. Młode dziewczyny jedynie zaśmiały się do siebie, a jedna z nich postanowiła wylać na idealnie zaczesane włosy Marco owocowy shake.
- Odbiło ci ?!- wrzasnął wywołując w miejscowych ludziach zainteresowanie naszą dwójką. Chwycił mnie mocno za nadgarstki i zaciągnął na bok.- Co to miało być ?!
- Puść mnie ! Boli- wyrwałam się - Nic. Chciałam cię wkurzyć i mi się widocznie udało- zaśmiałam się
- Nie myśl sobie że jak jesteś córką trenera to ci wszystko wolno!
- Co ? Poskarżysz się trenerowi ? I co mu powiesz ? Że jego ukochana córeczka cię dręczy ? Zbłaźnisz się i tyle- puściłam mu wymowne spojrzenie i udałam się w stronę przyjaciół. Marco został w tym samym miejscu, gdzie był przed momentem.
Cały dzień spędziliśmy na piaszczystej plaży. Moja skóra wołała o ratunek. Mimo że użyłam prawie cały krem, moja skóra była cała czerwona, a do tego czułam nie przyjemne pieczenie. Było miło, ale powieki moich oczu już opadały. Miałam ochotę się wygodnie położyć na łóżku i zasnąć.
- Idę już do siebie- odparłam wstając z leżaka i zbierając do torby wszystkie swoje rzeczy- Widzimy się jutro na śniadaniu
- Odprowadzę cię- Nuri pojawił się obok mnie, szeroko się uśmiechając- Nie będziesz tak sama wracała
- Skoro chcesz, więc chodźmy- pomachałam na pożegnanie znajomym, Nuri wziął mnie pod rękę i powoli kierowaliśmy się do naszego hotelu, wzdłuż plaży. Moje ciało było chłodzone przez delikatny powiew miejscowej bryzy, co dawało wiele przyjemności. Niebo było bezchmurne przez co idealnie było widać migoczące gwiazdy.
- Jak ci się podoba na Krecie ?- zapytał mężczyzna patrząc w moją stronę
- Jest wspaniale, poza pewnym szczegółem, a mianowicie lokatorem mojego pokoju
- Nie bierz do siebie wszystkiego co on wygaduje. Marco ma specyficzny charakter, ale w głebi duszy jest wspaniałym mężczyzną, ale zgrywa innego.
- Może, nie wiem. Na razie poznałam go z tej bardziej aroganckiej strony.
- Nie przejmuj się, jeszcze będziecie przyjaciółmi
- Nie liczyłabym na to- zaśmiałam się. W jego towarzystwie zapominałam o wszystkich problemach, kłopotach. Potrafił mnie rozweselić, zdenerwować ale tez i pocieszyć. Jest wyjątkowym mężczyzną. Staliśmy już przed drzwiami mojego pokoju. Patrzyliśmy na siebie, uśmiechając się do siebie.
- Leć już, widzimy się rano- odparłam i na pożegnanie pocałowałam go w policzek. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Oparłam się o drzwi, wzdychając. Czułam się tak jak wtedy gdy w wieku trzynastu lat zakochałam się w koledze z klasy. No ale chyba się nie zakochałam. W Nurim ? Nie, to nie możliwe. Jestem zmęczona i już nie wiem co myślę i robię.



Robiło się coraz później a ja muszę się gdzieś przespać. Nie mam ochoty wracać do pokoju który mam dzielić z rozpieszczoną córeczką tatusia. Nie mogę jej uprzykrzyć życia, bo trener..nie mogę nawet takich myśli do siebie dopuścić. Jej za to wolno wszystko. Myślałem że te wakacje będą najlepsze jakie przeżyłem a jak się okazuje będą najgorsze. Chyba lepiej było zostać w Dortmundzie albo pojechać gdzieś na własną rękę. Ale nie, ' jedź będzie super' . Tak, jasne. Nie ukrywam że Kaśka gra mi na nerwach, ale jednocześnie mnie ciekawi. Jej charakter, specyficzne podejście do życia, ludzi  i problemów. Dziewczyna o dwóch twarzach. Niby taka cicha, spokojna i delikatna, a z drugiej pyskata, chamska i twarda jak skała. Dla mnie...ideał ? W pewien sposób tak, ale my nawet nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nasza jakakolwiek rozmowa to zwykła ' szczekanina.'
Postanowiłem zapytać w recepcji czy nie zwolnił się chociaż jeden pokój. Miałem taka nadzieję, ale starsza kobieta prędko rozwiała moje marzenia odnośnie pokoju tylko dla mnie. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do ' siebie' i spędzić kolejną noc w jej towarzystwie. Wsiadłem do windy i po kilku sekundach byłem na odpowiednim pietrze. W kieszeni wyszukałem kartę i pokonałem próg drzwi. Siedziała na łóżku przeglądając miejscowe czasopisma. Nie mówiąc nic, ułożyłem na kanapie poduszkę i położyłem się.
- Jednak zostajesz na noc- powiedziała, kręcąc głową z niezadowolenia
- Tak, a masz coś do tego?- spojrzałem w jej stronę. Ona nadal czytała prasę
- Jeszcze trzy dni, wytrzymam
- Uwierz mi, że ja nie marzę o niczym innym jak o  końcu wakacji z tobą
- Droga wolna, wracaj do Niemiec
- Ja??? Chyba ty, ja się stąd nie ruszam bo ty masz takie widzimisie
- Czy ty nie możesz odpuścić i tak jak ja wytrwać do końca ?- rzuciła gazetą o podłogę. Widać było po niej że się zdenerwowała.
- Z tobą nie da się wytrzymać. Nie wiem jak inni z tobą wytrzymują. Jesteś niemożliwa. Liczę że po powrocie do Niemiec cię już nigdzie nie spotkam. Nie znoszę takich gówniar jak ty !- już nie kontrolowałem tego co mówię. Wstałem z kanapy i wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami.


 Różni ludzie mówili mi różne rzeczy. Mniej i bardziej bolesne. Jednak jeszcze nikt mnie tak nie obraził jak Marco. Działamy sobie na nerwach, nie potrafimy sie dogadać, ale to wynika z różnicy charakterów.
Opadłam na łóżko i zaczęłam płakać. Nie wytrzymałam tego napięcia. Wmawiałam sobie że jego słowa nic dla mnie nie znaczą, ale jednak każde traktuję poważnie. Czułam jakby ktoś wbił mi nóż w serce i jeszcze nim pokręcił. Nie wiem co się ze mną dzieje. Przecież on jest dla mnie nikim, a płaczę przez tego dupka.
- Kaśka? Co się stało ?- usłyszałam jak ktoś coś do mnie mówi. Odwróciłam się i zobaczyłam sylwetkę Nuriego. Ledwo go dostrzegałam, przez łzy w oczach. Siedział na krańcu łóżka, nie wiedząc co się ze mną dzieje i co jest powodem mojego płaczu
- Marco- wycedziłam przez zęby w gniewie i przysunęłam się aby go przytulić. Wiedziałam że przy nim mogę się czuć w pełni bezpieczna.

*

wiem, wiem. długo czekałyście a tu coś niezbyt fajnego. to jest pierwszy rozdział tego opowiadania w moim wykonaniu. na pewno widać różnicę w pisaniu, bo ja mam  inny charakter. liczę na Wasze komentarze i SZCZERE opinie bo to jest- jak wspomniałam- mój pierwszy rozdział.
czytasz ? zostaw komentarz.. bardzo proszę...



środa, 19 czerwca 2013

VI " Apartament dwuosobowy "


-Kaśka wstawaj, zaraz lądujemy.
-co już? – zapytałam podnosząc głowę jak spowolniona surykatka. –co robisz?
-zdjęcia wyspy z lotu ptaka. – odpowiedziała Ewa próbując złapać z okienka jak najlepsze ujęcia.
Po 20. Minutach ja Mats, Ewa i Blanka czekaliśmy z bagażami na greckim lotnisku na spóźnialskich pasażerów: Nuriego, Łukasza i Marco.
-wreszcie są. – westchnęłam Ewa dostrzegając chłopaków z chodu przypominających siedemdziesięcioletnich emerytów.
-sorry że czekaliście ale dłużej czekaliśmy aż nas wypuszczą. – powiedział niewyspany Nuri.
-dobrze wam tak. Na lotnisku w Dortmundzie mieliśmy się spotkać, podkreślam wszyscy, o 11.30. a wy co?
-to przez te gigantyczne korki! – tłumaczył się Łukasz próbując udobruchać swoją narzeczoną.
-ej chodźmy już. Taksówka już na nas czeka. – powiedziałam marudnie wstając z siedziska, za które służyła mi walizka Blanki.
-no to co? Kreto przybyliśmy! Hura aa! – krzyczał radośnie Mats unosząc ręce ku górze w geście triumfu. Niestety reszta piłkarzy nie podzielała entuzjazmu swojego kumpla.
-Mats jak ty coś powiesz w danym memencie to normalnie strzał w dziesiątkę jest. – rzucił zmęczony Marco masując swój nadwyrężony kark.


Kreta to niesamowicie malownicza wyspa usytuowana na Morzu Śródziemnym. To jedna z niewielu wysp, na których byłam, mająca wokół siebie tak przejrzystą i ciepłą wodę. Jadąc taksówką miałam okazję podziwiać beztroskie życie tubylców, wspaniałą, kolorową zabudowę tutejszych miasteczek oraz pięknie śpiewające ptaki. W tym czasie nic nie mogło zmącić mojego pozytywnego i rozluźnionego toku myślenia. Dojechaliśmy pod skromny acz uroczy i mający swój tutejszy turystyczny klimat, hotel. Rezerwację złożył Mats z Blanką, gdyż kiedyś już odwiedzili te rewelacyjne miejsce. Pomarańczowe dachówki i białe ściany hotelu przeplatane były przez orientalne łuki ścienne a porastająca je dzika latorośl zmysłowo oddawała arkadyjską atmosferę tego miejsca. Z przydrożnego chodnika do bramy hotelowej doprowadzały nas skąpane w słońcu drzewa cytrusowe charakterystycznie prężące się ku całkowicie błękitnemu niebu. Umiejscowienie hotelu wręcz idealne. Do piaszczystej wiecznie zatłoczonej plaży mieliśmy zaledwie 20 metrów. Z hotelowych okien rozpościerał się widok na całe morze.
W recepcji powitała nas miła starsza pani o latynoskiej karnacji. Swoje przestrzenne pokoje odpowiednio dostali Ewa z Łukaszem pokój nr 401, Blanka z Matsem dostali karty do drzwi z pokoju 402, zaś Nuri otrzymał jednoosobowy przytulny pokój o numerze 403. I tu pojawił się kolejny, moim zdaniem wielki problem. Hotel był średniej wielkości. Reszta jednoosobowych pokoi była już zarezerwowana przez innych turystów.
-a dla państwa apartament dwuosobowy z długim umeblowanym tarasem widokowym. – powiedziała recepcjonistka z zaraźliwym uśmiechem na ustach podając klucze w stronę moją i Marco.
Nasi zmieszani i zakłopotani znajomi nie raczyli nawet wypowiedzieć ani słowa. Od razu wybuchli głupkowatym śmiechem wiedząc, że cała ta sytuacja całkowicie mnie dobija.
-dobrej nocki gołąbeczki. – rzucili ze śmiechem na dobranoc Łukasz i Ewa powoli oddalając się z hotelowego holu.
-Marco jest jeszcze obszerny taras . – dodał cały uhahany Mats zabierając swoje walizki podążając w kierunku windy. Blanka o wszystkim wiedziała i jedynie krótko wytłumaczyła się, że rezerwując nam jeden pokój mogliśmy sporo zaoszczędzić. Ale ja miałam gdzieś oszczędzanie! Ja nie po to tłukłam się tu tyle godzin by jeszcze teraz dzielić z kimś własny pokój!
-to jakieś nieporozumienie! Ja mam dzielić własny pokój i własne wakacje z tą wredną małolatą? – zwrócił się oburzony do recepcjonistki, która nie miała na nic wpływu dodatkowo nerwowo wymachując jej niebezpiecznie blisko przed oczyma kartą-kluczem.
-przykro mi bardzo ale z naszej ofert pozostał ten jeden dwuosobowy pokój.
-są chociaż oddzielne łóżka? – zapytałam przerywając dłuższą chwilę swojego niewytłumaczalnego oniemienia.
-niestety ale jest to pokój dla pary małżeńskiej. – odpowiedziała starsza kobieta zaskoczona naszym niezadowoleniem. Teraz to dopiero mnie dobiła. Marco nic nie mówiąc ruszy ze swoimi walizkami w stronę windy.
-chwileczkę, on trzyma moją (no ok,naszą) kartę-klucz! – pomyślałam biorąc za pas własne bagaże. Podbiegłam za nim lecz drzwi windy zamknęły mi się tuż przed nosem.
-co za bezczelny egoista! – krzyknęłam w nadziej, że chociaż jeszcze to usłyszał.
Po chwili boy hotelowy pomógł mi wtaszczyć pod drzwi moje walizki.
-otwieraj samolubie! – krzyczałam dłuższą chwilę waląc pięścią w drzwi.
-nie drzyj się. – odpowiedział otwierając mi drzwi do przepięknego pokoju.
Postawiłam moje walizki i szybko rzuciłam się na wielkie miękkie łoże wyścielone białą pościelą.
-ależ się wyśpię. – powiedziałam zdrowo przeciągając się i swój obolały kręgosłup.
-hahaha nie będę tego komentował. – odpowiedział. – robimy losowanie. – zakomunikował poczym podszedł do drzwi.
-jakie znowu losowanie?
-kto ma spać na łóżku a kto na tej kanapie. – powiedział kierując wzrok na małą kanapę w stylu barokowym.
-to proste, nie potrzeba żadnego losowania. Ja śpię tu a ty tam. – odpowiedziałam nie przystając na jego aluzję. Nie dam tak łatwo za wygraną! – ty pierwszy się tu rozgościłeś więc teraz moja kolej decydować o tym gdzie chcę spać.
Ten chowając w dłoń małą czerwoną wstążkę zawieszoną na kłamcę od wewnętrznej strony drzwi, powiedział:
-jeśli wylosujesz bierzesz łóżko a jeśli nie to.. to śpisz tam. – dodał wyciągając zza pleców zaciśnięte dłonie a w nich ukrytą małą wstążkę.
-ty chyba jesteś śmieszny. Niby od kiedy i na jakiej podstawie taka mała gówniana zawieszka ma decydować o tym jak będą wyglądały moje wakacje? - zapytałam wyśmiewając go.
-lewa czy prawa? – Marco zapytał poważnym tonem nie zwracając uwagi na mój mini strajk. – no pytam się lewa czy prawa, którą wybierasz?
Po dłużej trwającej ciszy Reus zrobił zrezygnowaną minę zdecydowanie mówiącą „no dobra dosyć już tej szopki”.
-prawa. – odpowiedziałam nadąsana łapiąc ostatnie mini sekundy jego zaangażowania w te losowanie. Nie patrzyłam na jego otwarte dłonie wskazujące wynik tej bitwy. Po chwili zerknęłam w stronę stojącego przymnie bez ruchu blondyna, mówiącego:
-tym razem masz szczęście.
W środku czułam jak targa mną furia emocji. Czułam zaskoczenie i szczęście jakie czuje finalista programu Milionerzy. Bez żadnych emocji wstałam z łóżka i zaczęłam rozpakowywać ubrania z walizki. Starannie układałam je do Pólki i szafy. Dwie pary szpilek, trampki, wygodne baleriny i jedną parę czarnych rzymianek równiutko ułożyłam wzdłuż śnieżno białej ściany. Letnie sukienki, bluzki i szorty powiesiłam na wieszakach w szafie. Małego puszystego jaśka rzuciłam na moje, podkreślam moje łoże a bieliznę dyskretnie schowałam do najniżej usytuowanej szuflady. Byłam już rozpakowana, w czasie gdy Reus rozpakowywał swoje kosmetyki w łazience. Włączyłam laptopa i zasiadłam z nim na łóżku wygodnie kładąc go na drewnianej tacy śniadaniowej. Nim komputer się uruchomił rozejrzałam się po pokoju z myślą, że wszystko wygląda tak jak sobie zażyczyłam. Po kilkunastu minutach surfowania po Internecie bez słowa wyszłam z pokoju by zejść na dół i zobaczyć co dobrego zamierza serwować nam kuchnia grecka. W restauracji siedzieli już przy stolikach Nuri, Łukasz i Ewa.
-cześć zdrajcy. – przywitałam się. – Jak się podobają wam wasze pokoje? – zapytałam ironicznie, dosiadając się do ich miejsca.
-Kaśka jacy zdrajcy? My nie mieliśmy wpływu na to ile miejsc jest w hotelu. – odpowiedział Łukasz odpierając moje zarzuty.
-to prawda. Nie powinnaś też winić Blanki. Ona chciała dobrze. Pewnie sądziła, że zakumulujecie się z Marco. -  dodała Ewa jedząc sałatkę.
-teraz niech wie, że nie wszystko zawsze musi iść po jej myśli. – powiedziałam jak obrażony dzieciak.
Po zjedzonej we czwórkę kolacji reszta moich towarzyszy rozeszła się do pokoi. Ja widząc, że na niebie zapadł już zmrok postanowiłam wyjść z hotelu. Od drzwi, na zewnątrz wyprowadziła mnie romantycznie oświetlona ścieżka idąca wzdłuż kamieni, małych fontann i szeleszczących strumyków. Przed hotelem usytuowane była dwa wielkie baseny a przy nich rozpościerały się dwa rzędy drewnianych leżaków, na których siedziało kilkoro turystów popijających piwa. Idąc brukowym chodniczkiem zaszłam aż do wystylizowanego ogrodu japońskiego. Był pełen kolorowych krzewów, fioletowych rododendronów i innych nieznanych mi z pochodzenia kwiatów. Usiadłam na ławce wsłuchując się w szum fal. Zmęczona ale odprężona postanowiłam powrócić do mojego pokoju. Drzwi nie były zamknięte, więc nacisnęłam na klamkę i cichutko weszłam. W pokoju na szczęście nie zastałam nikogo. Jeszcze przed pójściem spać, rozłożyłam w łazience na umywalce i lustrze w moje kosmetyki. Część z nich pozostawiłam w kosmetyczce, którą schowałam do półki pod umywalką gdzie Marco również rozłożył swój ekwipunek. Byłam do tego zmuszona gdyż już nie było na nic miejsca. On ma chyba więcej tego wszystkiego niż ja. Dosłownie zawalił całe to pomieszczenie swoimi pierdołami. Niby po co mu krem na sińce i oparzenia? Przecież nie zamierzam go bić ani podpalać.
Kładąc się na łóżko spostrzegłam, że leżą na nim dwie poduszki i jedna kołdra. Kołdrę i poduszkę odstąpiłam mu a sama postanowiłam spać pod kocem. Rzuciłam należne mu rzeczy na jego małą sofę poczym usiłowałam usnąć.

czwartek, 6 czerwca 2013

V " Państwo Reus się stali "


Obudziłem się w rześkim humorze. Napisałem smsa do, zapewne skacowanego, Marco. To dobrze, że ja jeden z niewielu nie mam problemów z mocno zakrapianymi imprezami. Postanowiłem do niego zadzwonić by ten pijak nie spóźnił się na odebranie naszej korespondencji i innych pierdółek, które zostały jeszcze w klubowej szatni, bo inaczej panie sprzątające w Borussii wywalą to na śmietnik. Po kilku oczekujących sygnałach Marco wreszcie odebrał swój telefon:
-czego chcesz Nuri? – zapytał zaspanym głosem.
-grzeczniej nie łaska kotku?- również zapytałem z troską w głosie. – pamiętasz jeszcze, że dziś jest ostatni dzień by posprzątać swoje manatki z szatni.
-a co ja tam niby jeszcze zostawiłem? Jestem czyściochem jakich mało. – odpowiedział nie zarzucając sobie niczego złego.
-a brudne gacie rzucone miesiąc temu pod ławkę Moritza, a skórki od banana w szafce Matsa, a… Nuri nie zdołał zakończyć wypowiedzi, gdy kolega mu przerwał:
-dobra!! to za ile po mnie przyjedziesz? – zapytał poirytowany Marco.
-za 5 minut wbijam ci na chatę – zakomunikował.
-co!? Leżę jeszcze skacowany w łóżku a ty już mi każesz być na nogach? Halo? Halo? – spojrzał na wyświetlacz i zobaczył tam już tylko tapetę.
-kochanie gdzie idziesz? – zapytała Carolin widząc jak jej chłopak wstaje z łóżka. – przecież są jeszcze wakacje, jest dopiero sierpień, niedawno wróciłeś ze zgrupowania a ty znowu mnie opuszczasz? – zapytała pełna żalu całując Marco w prawy bark.
-Carolin nie teraz, spieszę się na stadion. – odpowiedział odsuwając od siebie szczuplą blondynkę.
-co z tobą?
-nic, nadzwyczajnie się spieszę. – odpowiedział ubierając spodnie. – nie czekaj z obiadem bo nie wiem  kiedy wrócę - rzucił na pożegnanie wychodząc z domu.
-siema.
-siema stary- powiedział Marco wsiadając do auta Nuriego.
-jak tam impreza?
-nic nie pamiętam, od momentu aż sobie poszedłeś. No właśnie, czego się tak szybko zmyłeś? – zapytał zaspany, nic nie wiedzący Marco.
-bo nie chciałem wyglądać tak jak ty teraz. Śmierdzący, niewyspany, skacowany. Poza tym ja pamiętałem o dzisiejszym obowiązku.
Przez jeszcze 10 minut Nuri pastwił się nad młodszym kolegom, aż w końcu znaleźli się w klubowej szatni, gdzie spotkali Matsa, który również sprzątał swoją szafkę.
-o siemka! – Mats wesoło przywitał się z Nurim i Marco, który pakował swoje przepocone koszulki i skarpetki do wielkiego worka. – wybieracie się gdzieś na jakieś wczasy? To już ostatni dzwonek, bo lada chwila rozpocznie się runda jesienna. – słusznie stwierdził Hummels.
-jeszcze o tym nie myślałem – odpowiedział szczerze Marco. – zapytam się Carolin czy miałaby ochotę na jakiś wypad na wyspy.
-kierunek Kreta? –zaproponował Mats no co jego koledzy odpowiedzieli z uśmiechem.
-ja się na to piszę. Ale kto jeszcze? Trzeba powiadomić resztę chłopaków. – zaproponował Nuri.
-ja i Blanka się tym zajmiemy – Mats zapewnił swoich kolegów.
Po kilkunastu minutach każdy z piłkarzy był już w domu a Kasia szykowała się na spotkanie z Nurim. Ubrała wygodne dżinsy i zwykłą zwiewną koszulkę z krótkim rękawkiem. Jurgena nie było w domu więc Kasia spokojnie mogła wypatrywać Nuriego w drzwiach. Ding dong!
-już otwieram! –krzyknęła będąc pewna, że w drzwiach spotka swojego tureckiego znajomego. Oczywiście się nie pomyliła.
-cześć! Już gotowa? – zapytał posyłając jej swój zwalający każdą kobietę z nóg uśmiech.
-właściwie to tak. Możemy wychodzić. – odpowiedziałam zamykając za sobą drzwi frontowe.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Wypiliśmy smaczną kawę w skromnej kawiarence nieopodal centrum miasta. Miło gawędząc Nuri nagle zapytał:
-masz już jakieś plany na ten sierpień?
-nie, już byłam w tym roku na wakacjach. Tata wolałby abym siedziała w domu a pobyt w Hiszpanii  był wyjątkiem. W zasadzie warunkiem za całkiem nieźle zdaną maturę. – odpowiedziałam popijając łyk świeżo parzonej kawy.
-a nie miałabyś ochoty odwiedzić Kretę? Jedziemy tam z Matsem, Blanką, Ewką i Łukaszem. – zaproponował.
-przemyślę i dam ci znać jeszcze dziś wieczorem, ok.?
-trzymam Cię za słowo- pogroził Sahin.
-możemy już wracać? Chcę być w domu nim nasza gosposia przyjdzie. Nie chcę żeby stała pod zamkniętym domem. – skłamałam chcąc jak najszybciej to możliwe pogadać z Blanką.
-rozumiem, już cię odstawiam. – powiedział wstając od stolika.

Po 20 minutach byłam już w domu. Zadzwoniłam do Blanki by ochrzanić ją za to dlaczego nie powiedziała mi o rzekomym wyjeździe.
-…posłuchaj!  chciałam ci o tym powiedzieć i w sumie zaproponować ci wspólny wyjazd ale nie mogłam się do ciebie dodzwonić. Byłaś poza zasięgiem. – tłumaczyła się blondynka.
-dobra myślę, że tata się zgodzi. Kiedy mamy samolot? – zapytałam.
-za dwa góra trzy dni. Mats nie chce zwlekać z urlopem. – zadeklarowała.
- w porządku. Kończę pa! –rozłączyłam się. Tak naprawdę w środku cieszyłam się jak głupia na ten wyjazd ale musiałam pamiętać, że jadę tam z praktycznie obcymi mi ludźmi. Ledwo co poznałam Nuriego, Ewę i Łukasza. Praktycznie nic o nich nie wiedziałam. Nie wiele myśląc zaczęłam się pakować mając jeszcze na uwadze to, że tata może się nie zgodzić.
Kolejny dzień minął mi pod znakiem pisania listy z potrzebnymi mi jeszcze rzeczami na wyjazd. Tata oczywiście zgodził się ale również nie obyło się bez kręcenia nosem. „A co jeśli Ci się coś stanie, a co jeśli któryś z piłkarzy przypadkiem zrobi Ci krzywdę próbując się przede Tobą popisać”. Przetrwałam wysłuchiwanie tych „a co by było gdyby/jeżeli”, poczym ruszyłam w wir zakupów. Musiałam dokupić co nie co nowych, zdaniem Juregna, niepotrzebnych bzdetów. Potrzebowałam nową średniej wielkości walizkę, nowe etui na aparat, większą kosmetyczkę i oczywiście dwie arcyważne tubki ulubionego kremu z filtrem. Wszystkie te rzeczy kupiłam wydając swoje oszczędności, które pozostały mi jeszcze z pobytu w Hiszpanii. Nawet nie musiałam prosić Jurgena o jakiekolwiek dopłatę. Tata miał mi jedynie opłacić bilet w dwie strony i pobyt w hotelu. To ile wydam pieniędzy będąc na Krecie zależy już tylko od tego jaki gruby mam własny portfel. Ostatnimi czasy sporo oszczędzałam więc jest się czym pochwalić.
Wracając z zakupów zaczęłam się pakować do nowej walizki. Zajęło mi to dobre trzy godziny wliczając w to cztery przepakowywania kolejne długie minuty upychania tego co się o dziwo nie chciało zmieścić. I gotowe. Po tym zadzwoniłam do Ewy, by upewnić się, czy oni też z nami jaką na podbój Krety.
-cześć, mogę Ewę do telefonu?- zapytałam po tym jak zorientowałam się, że odebrał Łukasz.
-pewnie już ją wołam, Ewaa..! – darł się wołając sowją przyszłą małżonkę.
-cześć, coś się stało?
-nie wszystko gra. – zapewniłam. Chciałam się tylko zapytać jak wam idą przygotowania, jeśli chodzi o wyjazd.
-aaa mamy już spakowane trzy walizki – odpowiedziała uśmiechając się do Łukasza. – Łukasz pomaga mi dopiąć zamek w czwartej i to na razie tyle, chyba, że jeszcze coś mi się przypomni. – dodała rozbawiona. – samolot mamy jutro o 13. Na lotnisku spotykamy się wszyscy równo o 12.30.
-jak chcesz to mogę po was jutro wpaść. Wezmę auto Jurgena, jest przecież większe. W sam raz na wszystkie walizki. – zaproponowałam.
-byłoby super. Kaśka wybawco nasz! Właśnie się martwiliśmy o to jak walizki znajdą się na lotnisku. Teleportacja nie wchodziłaby w grę. – dodała rozbawiona.
-od tego jestem. To do jutra. Pa
-do zobaczenia.

Nadszedł upragniony dzień wyjazdu. Po pożegnaniu się z Jurgenem i gosposią, spakowania, zwarta i gotowa pojechałam do mieszkania Piszczków. Pomogłam Ewie znieść ciężkie bagaże do bagażnika, gdyż jej jakże domyślny narzeczony pojechał do Nuriego i postanowił stawić się na lotnisko z nim a nie ze swoją oblobienicą. Wraz z Ewa pojechałyśmy na odprawę. Tam czekali już na nas Mats z Blanką.
-wreszcie, już myślałem, że nikt do nas nie dotrze. – powiedział do nas Mats cały w nerwach.
-a może tak cześć dziewczyny miło was dzisiaj widzieć, co? – zapytała Ewa witając się z wkurzonym jak osa obrońcą Borussii.
-nie mam już siły do tego wszystkiego. Tak to się zwykle kończy jak się proponuje takim idiotom jakikolwiek grupowy wyjazd- oznajmił Hummels chodząc nerwowo w kółko i kółko.
-nie się kończy tylko zaczyna Mati – poprawiła go Blanka.
-trzeba się była za to nie zabierać – ochrzaniłam go próbując go uspokoić.
-chłopców jeszcze nie ma? – zapytała już lekko zła Ewa.
Nagle po całym terminale rozbiegł się niski głos spikera informujący o tym, że powinniśmy już wędrować na pokład samolotu. Usiadłam obok zapłakanej Ewy, która przez huśtawkę hormonów i nieobecność Łukasza dostawała białej gorączki.
-spokojnie, przecież jeszcze nie startujemy- oznajmiłam głaszcząc Ewę po włosach, próbując ją tym uspokoić.
-ależ ile można czekać na tych idiotów! – wykrzyczała przez łzy wściekłości zwracając na siebie uwagę pasażerów. - Było wyraźnie powiedziane „punkt 12.30, dortmundzki terminal, stawić się na wylot”. Czego tu można nie zrozumieć – pytała mnie niedowierzając całej zaistniałej sytuacji.
-właśnie jako ostatnich wpuścili ich na pokład. – oznajmił Mats zajmując miejsce z mojej lewej strony. – będą siedzieli w klasie ekonomicznej ze względu na to, że już nie było czasu na przechadzanie się tymi korytarzykami z bagażami podręcznymi.
-zasłużyli sobie na tą turystyczną. – odpowiedziałam widząc jak ta wiadomość daje Ewce długo wyczekiwanie wytchnienie od nerwów.
-to ja się zdrzemnę. – powiedziałam moim znajomym zakładając słuchawki na uszy. Przy starych rytmach Leony Lewis usnęłam jak dziecko w kołysce po dniu pełnych wrażeń. Przebudzałam się, tak jak zegar wskazywał, po dwugodzinnej drzemce. Blanka, Mats i Ewa głośno chrapali, co nie przystawało na klasę „bussines” pełną ludzi z oczami wlepionymi w ekrany laptopów jadących na prochach antysennowych. Nie chcąc budzić moich sąsiadów nieeleganckim otwieraniem pełnej powietrza paczki chipsów pomyślałam, że najlepiej będze jeśli najnormalniej w świecie zamówię coś z samolotowego menu. Nie czekając długo złożyłam moje zamówienie uroczej pani stewardessie, która w mgnieniu oka pospieszyła przygotować mój żywieniowy kaprys. Po kolejnych nieznośnie długo upływających minutach mój pusty brzuch zaczął coraz to głośniej domagać się czegoś do zjedzenia. Kurcze ile można jeszcze czekać na danie nie pochłaniające 10 minut przygotowania (a raczej odgrzania)? – pomyślałam. Z przedziału dla pasażerów klasy turystycznej nie dało się nie usłyszeć dosyć głośniej wymiany zdań między kobietą a jakimś mężczyzną. Chciałam pójść zobaczyć co się tam dzieje a korzystając z okazji zapytać o moje zamówienie. Niestety moje uprzedzenia jeśli chodzi o odpinanie pasów bezpieczeństwa podczas latania wzięły górę. Postanowiłam pozostać na miejscu i dalej w nieskończoność modlić się o coś do zjedzenia.
-jak Pan chodzi? Nie widział Pan, że idę tu z tacą obiadową?
-a szanowna Pani nie może patrzeć na to co dzieje się przed czubkiem własnego nosa? Poza tym jak można nie widzieć drugiej osoby idącej z naprzeciwka? - dodał wycierając rozlany na swoim torsie sos czosnkowy.
-najmocniej Pana przepraszam, naprawdę Pana nie zauważyłam. – odpowiedziała komicznie roztrzęsiona, próbując wycierać koszulkę piłkarza.
-niech mnie już Pani nie dotyka! – odburknął na co młoda kobiety podskoczyła ze strachem robiąc wielkie sowie oczy. – proszę mnie przepuścić, bo zaraz się zleję w majtki! – zagroził szeptem drobnej szatynce próbując wyminąć ją przez wąskie jednokierunkowe przejście.
-  ale tam są toalety dla pasażerów z klasy bussines. Do toalet klasy turystycznej dojdzie Pan idąc w przeciwnym kierunku. Zdaje się nawet, że już je Pan ominął. – zauważyła stewardessa.
-ale zaszło małe nieporozumienie, mianowicie ja jestem z pierwszej klasy. - dodał nie chcąc zwracać na siebie uwagi innych pasażerów, który mogli by rozpoznać piłkarza.
-każdy tak mówi… Tam przecież Pan siedział. – powiedziała wskazując na pusty fotel z przedział dla zwykłych turystów. – nie można się tak przechadzać i odwiedzać toalety pasażerów z tamtego przedziału.
Młody blondyn nie wiele myśląc zwinnym ruchem wbiegł do „zakazanego” przedziału. Za nim podążyła stewardessa starając się jak najszybciej sprostać zamieszaniu i głośno krzycząc:
-co ja przed chwileczką Panu powiedziałam?!
W tym momencie cała uwaga tych „bogatszych” pracoholików skupiła się na desperackim blondynie i zakłopotanej stewardessie. Moje oczy momentalnie osłupiały widząc osobę Reusa. Jak on się w ogóle zachowuje! Jak bydło jakieś, czy co?  Pytałam się sama siebie w myślach do momentu gdy ten również zauważył moją równie zdumioną i poblednianą twarz.
-co ty tu wyprawiasz? – wysyczałam prosto z mostu przez zaciśnięte zęby jako pierwsza.
-to chyba ja powinienem zadać Ci to pytanie. – odpowiedział przez przysłowiowe zakrztuszenie.
-nie no to jakieś nieporozumienie- wstałam i odpowiedziałam sobie pełna obaw przed tym czego nie chciałam by się stało.
Tak też możesz sobie to tłumaczyć. Ja lecę na Kretę z moimi przyjaciółmi, a co ty tu robisz.. nie mam bladego pojęcia. – wytłumaczył to takim tonem jakby nie chciał ponieść jakiejś odpowiedzialności za swoje czyny.
-proszę o zajęcie swojego miejsca w odpowiadającym dla pańskiego biletu przedziale. – zakomunikował dobrze zbudowany ochroniach niemalże ciągnąc Marco za jego koszulę i odprowadzając go na jego miejsce.
-kaśka siadaj! – szepnął ziewający Mats ciągnąc mnie za rękę.
-co on tu robie? – zapytałam nieźle podburzona.
-jako to co? Leci z nami na Kretę. – odpowiedział mi bez krzty zdziwienia w głosie.
-ty, Blanka, Ewa, Łukasz, Nuri i ja. W takim składzie mieliśmy spędzić wspólne wakacje a nie ty, Marco, Blanka, Ewa, Łuksza, Nuri i ja, już rozumiesz? – zapytałam wyraźnie akcentując drugie imię tego intruza.-nie wiem kto ci takich głupot nagadał. – odpowiedział na odczepnego Hummels śmiejąc się z zamieszania, które rzekomo  sobie ubzdurałam.
Kasiu, zapomniałam ci powiedzieć, że Marco i Carolin z również SA z nami. – dodała zakłopotana Blanka.
-gdybym wiedziała, że tak będzie wyglądać początek moich wakacji to wolałabym pozostać sama jak palec w tym Dortmundzie. Bez was! – odparłam oburzona na Blankę i jej żałosne tłumaczenie się.
-oj kotuś, już nie marudź… - powiedziała skruszona Blanka próbując nie wyolbrzymiać swojej „pomyłki”.
-szlag jasny niech was trafi! – rzuciłam obrażona odwracając się plecami do moich lewostronnych rozmówców.
-coś się stało? – zapytała Ewa jednocześnie się przebudzając z głębokiej drzemki.
-tak stało się. Państwo Reus się stali. – odpowiedziałam piorunując wzrokiem Matsa i Blankę. Ewa odpowiedziała uśmiechem a zaspany Mats dodał:
-dziewczyno już jeden problem masz z głowy. Przecież Carolin w ostatnim momencie rozchorowała się. – powiedział ujmując w cudzysłów powód nieobecności dziewczyny Marco.
- o tyle dobrze. – powiedziała Ewa poprawiając swoją malutką poduszkę. – weź ją i prześpij się jeszcze do końca lotu. – zaproponowała mi przyszła Pani Piszczek. – jak wylądujemy to cię obudzę. – powiedziała Ewa dając mi do zrozumienia abym olała całe to nieporozumienie związane z Marco.
-chyba tak będzie najlepiej. – odpowiedziałam jak obrażona na cały świat dziesięciolatka, podkładając sobie pod głowę malutką poduszkę.


*
Rozdział autorstwa KrysiaK06. 
czytajcie i komentujcie :)

Obserwatorzy