niedziela, 9 marca 2014

Epilog

Kreta. Tutejsze słońce nie pozwalało odetchnąć komukolwiek. W każdym zakątku temperatura wynosiła conajmniej trzydzieści stopni, nawet w cieniu, więc większość turystów zmierzała się ochładzać w wodach. Miejscowe baseny przeżywały oblężenie, ale nikomu to nie przeszkadzało. Mimo różnych narodowości miejscowych ludzi, wszyscy potrafili się ze sobą dogadać, świetnie się przy tym bawiąc. Wśród tak wielkich tłumów, znalazła się grupa wyjątkowych przyjaciół którzy przybyli w to malownicze miejsce by odetchnąć od codziennego życia.  W końcu wszyscy na to zasłużyli, zwłaszcza oni dwoje : Marco i Kasia. To co przeżyli przez ostatnie miesiące jest nie do uwierzenia dla normalnego człowieka. A jednak to wszystko się wydarzyło, przytrafiło właśnie im.
- To będą najcudowniejsze dni naszego życia - objął ukochaną ramieniem i ucałował czule w czoło. Zarumieniła się wtulając się w jego umięśnione ciało. Przy nim czuła się tak bardzo bezpiecznie jak przy nikim innym. Nic więcej nie potrzebowała, tylko jego i jego miłość.
Po załatwieniu wszystkich formalności odnośnie zakwaterowania, weszli do swojego pokoju. Przez okno doskonale było widać panoramę wybrzeża, spokojnego morza i wyginających się palm, które kołysały się pod wpływem wiatru.
- Kocham cię. Bardzo cię kocham. I cię kocham - mówił składając delikatne pocałunki na nagich częściach jej ciała.
- Też cię kocham, wiesz o tym - powiedziała po czym go pocałowała.
- Idziecie z nami...- drzwi ich sypialni otworzyły się gwałtownie, a u ich progu stanął zdezorientowany Nuri. Zaśmiał się pod nosem dodając - Nasi zakochani - po czym wyszedł zostawiając ich znów samych, a oni dokończyli to w czym im przeszkodzono.




Siedział na ciepłym piasku, rzeźbiąc w nim palcem. Rozkoszował się tutejszym spokojem, czego nie mógł zasmakować w ukochanym Dortmundzie. Tam wszystko jest inne, życie różni się od tego jakie jest tutaj. Cieszy się z faktu, że tutaj przyjechał, wraz. najlepszymi przyjaciółmi. Można powiedzieć, że zapowiadają się wymarzone wakacje dla nich wszystkich.
- O czym myślisz ? - z zamyśleń wyrwał go cichutko głosik. Dziewczyna usiadła obok, opierają głowę o jego ramię i oboje w krótkim milczeniu podziwiali gwieździste niebo, przerwane po chwili przez Nuriego.
- O wszystkim Kasiu. W szczególności o tobie - uśmiechnął się do niej, patrząc w jej szczęśliwe oczy po czym odwrócił wzrok w drugą stronę.
- O mnie ? Dlaczego o mnie ? - zapytała zdumiona
- Tak jakoś. Cieszę się, wiesz ? Cieszę że wreszcie jesteś szczęśliwa bo zasłużyłaś na to. I dobrze że nie jesteś sama, bo jest Marco. To fajny facet i na pewno nie pozwoli nikomu Cię zranić.
- I jesteś jeszcze ty, prawda ?
- Tak, jestem też ja - odparł, ale widocznie posmutniał, co zauważyła Kasia.
- Cieszę się że cię mam. I wracając do tego co było, między mną a tobą...
- Zapomnijmy, dobrze ? Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale nie zmieniajmy już tego. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
- Nuri...
- Mną się nie przejmuj. W końcu ktoś taki jak ja, znajdzie nie jedną dziewczynę. Zmykaj do Marco - zaśmiał a ona odwdzięczyła się subtelnym uśmiechem posyłając go w jego stronę i odeszła...



Przestronne pomieszczenie oświetlał jedynie księżyc który świecił na bezchmurnym niebie w towarzystwie połyskujących gwiazd. Widoczna była jedynie jego sylwetka która rzucała cień na podłogę. W zamkniętej pozycji siedział na skraju łóżka ze spuszczoną głową.
- Marco, wszystko w porządku ? - zapytała lecz nie uzyskała jakiejkolwiek odpowiedzi - Marco ?
- Nie jesteś ze mną szczęśliwa, prawda ? - zwrócił się w jej stronę ze smutnym wyrazem twarzy co bardzo ją zaskoczyło.
- Kochanie, o czym ty mówisz ? Przecież jestem szczęśliwa, wiesz o tym.
- Przy nim też jesteś, bardziej, prawda ? Nigdy nie będzie tylko przyjacielem, mam rację ? Nuri nadal coś znaczy...
- Nie wiem dlaczego chcesz teraz o nim rozmawiać, ale dobrze. Przy nim jestem szczęśliwa bo jest moim przyjacielem i nic tego nie zmieni. Ale to ciebie kocham zazdrośniku- zachichotała i objęła go z całej siły. Przyciągnął ją do siebie sadzając na kolanach. Wplótł dłonie w jej długie, czarne włosy przybliżając się najbardziej jak mógł. - Kocham cię tak, bardzo cię kocham... I będziemy już zawsze razem. Obiecuję...



Czy taki był im pisany los ? Widocznie tak. Każdy musi nie jedno przejść by odnaleźć drogę do swojego szczęścia. Oni odnaleźli. Odnaleźli siebie...










*




Zawiodłam na całej lini, wiem i nie mam nic na usprawiedliwienie. Zrobiłam długą przerwę bo myślałam, że coś wymyślę na tego bloga lecz tak się nie stało. Przepraszam, że kończę w taki a nie inny sposób. 
Dziękuję tym co czytali i towarzyszyli mi w wędrówce przez tę historię.
Było to dla mnnie kolejne doświadczenie, nowa nauka...
Dziękuję Wam !


zapraszam też na pozostałe blogi :)

wtorek, 15 października 2013

Rozdział XVIII " Chcę się z Tobą kochac "

Czy pół roku to dużo ? Zależy dla kogo.
Właśnie minęło pół roku odkąd wyznali sobie miłość. Od tamtej pory są oficjalną parą. Są razem zawsze i wszędzie. Nie widzą świata poza sobą, bo właśnie taka jest miłość. Oślepia Cię, a Ty widzisz wyłącznie tę jedną osobę dzięki której istniejesz. Jest Twoim powietrzem, unosi Cię ponad ziemią.





Właśnie dzisiaj nadszedł ten upragniony przeze mnie dzień. Już za kilka godzin otrzymam świadectwo i skończę szkołę. Przyznaję się, że jestem z siebie dumna jak nigdy dotąd. Właściwie czuję, że inni też cieszą się z mojego sukcesu. Zwłaszcza tata, Nuri i oczywiście On. To dzięki niemu stanęłam na nogi, podał mi dłoń bym powstała i odmienił moje życie. Rozpoczęłam nowy etap u jego boku. Poznałam co to znaczy kochać i być kochanym.
Spojrzałam na zegar, który wskazywał równą godzinę dziesiątą. Czyli pozostała już tylko godzina do tej wyjątkowej chwili. Tata i Nuri obiecali, że pojawią się na ceremonii rozdania świadectw a będzie mi przy tym towarzyszył oczywiście Marco. Śmiało można powiedzieć, że bardziej przeżywa to wszystko niż ja sama. Poprawiając makijaż, rozległ się donośny dźwięk dzwonka do drzwi, więc uradowana pobiegłam otworzyć. W progu stał Marco, lecz nie widziałam jego twarzy, którą zasłaniał olbrzymi bukiet czerwonych róż.
- Piękne- odparłam odbierając podarunek, który prędko odniosłam do pokoju wstawiając do wazonu, który wcześniej napełniłam zimną wodą.
- Ale nie piękniejsze od ciebie- dopowiedział podchodząc do mnie i przytulając mnie od tyłu.- Jestem największym szczęściarzem na świecie.
- Serio, dlaczego ?
- Bo mam ciebie- odpowiedział, po czym nie pozwolił wymówić mi już ani jednego słowa, zamykając mi usta namiętnym pocałunkiem. To było miłe, nawet bardzo, ale to nie była odpowiednia pora na tego typu zabawy. Powinniśmy już wyjeżdżać, a nie się obściskiwać na środku korytarza. Widocznie jemu to kompletnie nie przeszkadzało, bo w ciągu zaledwie kilku sekund pozbył się swojej marynarki i dobrał się do zamka mojej sukienki.
- Marco, co ty wyrabiasz ?- z wielkim trudem przerwałam nasz pocałunek
- Jak to co kochanie ? Chcę się z tobą kochać- i zaczął się szczerzyc jak tylko on potrafi.
- Ty chyba sobie żartujesz ?! Musimy jechać !- odsunęłam się od niego, zapewne sprawiając mu tym przykrość i wręczyłam mu jego marynarkę.
- Nic nie musimy ! Jesteśmy wolni- odkąd jesteśmy razem poznawałam go każdego dnia. I właśnie teraz doświadczyłam tego jak bardzo upartym jest mężczyzną i że zawsze stawia na swoim. Nie reagował na moje protesty tylko najzwyczajniej  w świecie zaczął znów mnie całować. Tylko, że te jego pocałunki były coraz to odważniejsze, bardziej natarczywe. Trzymając dłonie na moich pośladkach prowadził mnie prosto do salonu, a już po chwili leżeliśmy na kanapie. Czułam na sobie ciężar jego ciała, jego dłonie na mnie.
- Marco. Proszę cię nie teraz. Spóźnimy się.
- Ale ja chcę teraz- spojrzał na mnie ze smutkiem
- A co ty dziecko jesteś, że jak chcesz lizaka to musisz go dostać ?
- Lizaczek też może być, czemu by nie
- Ja ci dam zaraz lizaczka...
- Nie mogę się doczekać.
- Reus, złaź ze mnie ! Natychmiast.
- Myślałem, że chcesz- udając obrażonego zapinał swoją koszulę.- Nie no ! Pewnie, że chcesz, ale udajesz, że nie chcesz. Nie wytrzymasz. Wymiękniesz. W końcu sama powiesz, abyśmy to zrobili- mówił z miną cwaniaka
- Ja wymięknę ? Proszę cię- przewróciłam oczami- Nigdy. Prędzej Ty.
- Dobra! Załóżmy się.
- O co ?
- Jeśli przegrasz, pójdziesz ze mną do łóżka, a jeśli wygrasz .. też pójdziesz ze mną do łóżka.
- To bezsensu. Czy ja wygram czy ty i tak wylądujemy w łóżku.
- I o to skarbie mi chodzi- zaśmiał się całując mnie w policzek.- Kocham cię, bardzo cię kocham
- Wariat !
- Ale zakochany w Tobie po uszy - krzyczał na cały głos gdy zmierzaliśmy do jego samochodu.





Patrzyłem jak nerwowo przebiera palcami, potrząsa włosami, które opadały jej na ramiona, jak trzęsą się jej nogi, zakryte do kolan czarną spódnicą. Chwilami zerkała w moją stronę, wzrokiem szukała Kloppa, który siedziała dwa rzędy dalej ode mnie. W końcu dyrektor wymówił jej imię zapraszając na środek. Podeszła niepewnie, podała dłoń i z świadectwem i dyplomami usiadła ponownie na swoim miejscu, biorąc głęboki wdech. Po około czterdziestu minutach wszystko dobiegło końca a zgromadzenie udali się w stronę wyjścia.
- Skończyłam szkołę !- zawołała rzucając mi się na szyję, a ja wraz  z nią zrobiłem kilka obrotów. Cieszyłem się w raz z nią. To  było dla mnie wspaniałe uczucie móc patrzeć na jej szczery uśmiech, zwłaszcza, że jeszcze nie dawno mogłem ją stracić na zawsze. Teraz to już nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Zaczęliśmy wszystko od nowa i jak na razie wszystko zmierza w jak najlepszą stronę.
- Jestem z ciebie dumny. Bardzo, bardzo dumny.
- Moja mała dziewczynka- Jurgen podszedł wyściskać swoją jedyną pociechę. Patrząc na nich przez chwilę pomyślałem, że może za kilkanaście lat to właśnie ja i Kasia będziemy gratulować naszym dzieciom. Chciałbym tego.- Koniec tych czułości, nie chcę ci wstydu zrobić - zaśmiał się w stronę córki- Marco, wiesz co robić. - poklepał mnie po ramieniu i odszedł wraz z Nurim, który w między czasie rozmawiał z czarnowłosą.
- Już tak nie patrz. Za chwilę zrozumiesz- oświadczyłem widząc jej pytające spojrzenie. Objąłem ją ramieniem i prowadziłem do wyjścia, lecz chwile nam to zajęło przez zaciekawienie ludzi , spowodowane moją obecnością. Rozdałem kilka autografów i chciałem stąd wyjść, bo w dzisiejszym dniu to Kasia jest najważniejsza. Właściwie co ja mówię, ona zawsze jest najważniejsza.
Przez ponad pół godziny jeździliśmy po ulicach Dortmundu w tę i z powrotem. Kaśka, jak na swój charakter, zaczęła się coraz bardziej denerwować, ciągle marudziła, ale musiałem to znieść bo takie było moje zadanie. Jak najdłużej zatrzymać ją poza domem, by pozostali mieli czas na przygotowanie wszystkiego. Moje i jej męki skrócił trener przysyłając mi wiadomość byśmy wracali. Uśmiechnąłem się szeroko do ukochanej, na co ta zareagowała mało optymistycznie. Była na mnie zła o  to wszystko. Powinienem raczej twierdzić że jest wręcz wściekła, a nie zła. Ale czego się nie znosi w imię miłości ?
- Co ja ci zrobiłam, że się tak nade mną znęcasz ? To za to co było rano ?- stanęła na środku chodnika prowadzącego do schodów domu. Podszedłem z nieśmiałym uśmieszkiem na twarzy, objąłem ją, spojrzałem w oczy i pocałowałem. - Nienawidzę cię, Reus !
- Za co  ?!!
- Bo nie potrafię ci się oprzeć- pociągnęła mnie za kołnierz koszuli, delikatnie całując.- Chodź do mnie. Jestem zmęczona.






Czasami, będąc z nim, zastanawiałam się, czy podjęłam słuszną decyzję wiążąc się z nim. Bałam się, że może nam się nie udać, będziemy się kłócić, zdradzać, oszukiwać. Lecz tego nie ma i zapewne nigdy nie będzie. To wspaniałe uczucie, gdy wiesz, że gdzieś na Ziemi jest ktoś dla kogo jesteś całym światem. Teraz śmiało mogę powiedzieć całemu światu, że jest szczęśliwa, bo jestem zakochana. I to nie w byle kim, bo w tym jednym jedynym Marco Reusie. Moim blondynie z Borussi.
- Stój !- zawołał, gdy chwyciłam za klamkę drzwi wejściowych.- Przepraszam, ale muszę zasłonić ci oczy. I tylko nie krzycz. To niespodzianka- byłam tak zmęczona, że nie miałam siły protestować. Pozwoliłam sobie zasłonić oczy i zaufałam mu, by mnie prowadził.- Już.
To była najlepsza niespodzianka, jaką ktokolwiek mi zrobił. Wszędzie wisiały balony, wstążki, na stole leżały paczki z prezentami, a na środku stali uśmiechnięci i zadowoleni z siebie, moi przyjaciele: Nuri, Mats i Blanka, Ewa i Łukasz i oczywiście mój kochany tata.
- Jesteście najlepsi - podziałałam ze łzami w oczach, lecz łzami szczęścia
- Wiemy- Mats wyprężył się biorąc wszystkie moje pochwały do siebie.
- To było do nas wszystkich, a nie tylko do ciebie, matołku- Piszczek trzasnął go w głowę, na co ten tylko jęknął wprawiając nas w śmiech.
W tak doborowym towarzystwie spędziliśmy dobre trzy godziny a zabawy i świętowania nie było końca.
- Marco, powiedziałeś o tym co najważniejsze ?- zapytał Łukasz
- Właśnie ?!- wtórował mu rozweselony Hummels
- Nie.
- To mów !
- Kasia, chodź tu do mnie- wziął mnie na kolana, objął i wpatrywał się we mnie, co zaczęło mnie krepować.- Jest jeszcze jedna niespodzianka dla ciebie. Teraz czekają cię długie wakacje, na których musisz odpocząć, i ja tego dopilnuję.
- Reus...nie zanudzaj- burzył się Mats
- Zamknij się- Marco nie był gorszy, odgryzając mu się.
- Więc...Kasia... Chciałem, aby te wakacje były dla ciebie wyjątkowe. Zwłaszcza że będą to nasze pierwsze wspólne wakacje.  W związku z tym, że liga dobiega końca, to po zakończeniu zabieram cię tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Zabieram cię na Kretę-i kolejny raz mnie pocałował.
- Hmmm- Mats dzisiejszego wieczoru był niezastąpiony ciągle dorzucając coś od siebie
- Przepraszam. Zabieramy cię na Kretę- poprawił się Marco - Niestety ta cała zgraja też jedzie- zwrócił się w ich stronę.
- Wypraszamy sobie. W sypialni nie będziemy wam przeszkadzać.
- Bo oboje będą spać w osobnych pokojach- wtrącił się tym raza mój kochany tata
- Ależ pan naiwny- Nuri widząc zachowanie Hummelsa zabrał mu jego kieliszek co spotkało się z jego niemałym oburzeniem.
- Nuri, daj mi to co mi zabrałeś !
- Nie ma mowy. Już się nieźle urządziłeś.
- Dawaj !
- Nie !!- przez dobre kilka minut się tak kłócili.
- Chodź, dokończymy to co zaczęliśmy rano. - szeptał mi Marco do ucha
- A zakład ?- pytałam kołysząc się na jego kolanach
- Mam gdzieś zakład. Chcę się z tobą kochać- pod nieuwagę wszystkich zaniósł mnie na rękach do mojego pokoju, gdzie w  końcu pozostaliśmy sami...




tak jak obiecałam, oddaję tydzień wcześniej rozdział do Waszej oceny. co wyszło to sama nie wiem, bo niestety pisane na szybko. jeśli zawiodłam czymkolwiek to bardzo przepraszam. kiedy kolejny to nie wiem, może też uda mi się za tydzień, ale nie obiecuję.
Do następnego !
Pozdrawiam, Pyśka

czytasz ? zostaw po sobie ślad w postaci komentarza ! dziękuję <3

wtorek, 8 października 2013

Rozdział XVII " Właśnie taki jest Marco Reus "

Mijały kolejne dni od ostatnich wydarzeń, ale nic nie zapowiadało, by życie zakochanych w sobie ludzi, choć trochę się polepszyło. Ich stosunki zanikły całkowicie, bo właściwie to Marco Reus zrezygnował ze wszelkich starań. Kocha ją, w to nie można wątpić, lecz nie jest na siłach by walczyć. Próbował się zbliżyć do dziewczyny, ale każda próba związana była z odtrąceniem, a jemu sprawiało to ból. Cierpiał mogąc być przy niej, ale nie mogąc jej mieć przy sobie. A teraz gdy jest z dala od niej cierpi jeszcze bardziej. Cierpią oboje, tęsknią za sobą, lecz żadne z nich nie zrobi kroku wprzód. Każde z nich nie daje poznać po sobie co tak naprawdę czuje. Chcą uciec od tego uczucia, ale nie potrafią. Skupiają się na innych sprawach, ale w głowie mają ciągle swoją drugą połówkę. Ona rozpoczęła trzeci rok nauki, gdzie zamierza jak najlepiej przygotować się do zbliżającej się matury. On daje z siebie wszystko na treningach i meczach. Lecz, gdy są sami, z dala od przyjaciół, powracają myśli, wspomnienia, narasta uczucie i nie potrafią przestać kochać, choć miłość sprawia im ogromny ból.




Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym szczególnym od wcześniejszych. Znużona siedziałam w klasach słuchając profesorów, chwilami coś notując bądź rysując na okładkach zeszytów. Nie wyróżniałam się spośród rówieśników, próbowałam się wpasować w tutejszy świat. Najmilszym akcentem dzisiejszego dnia w szkole, był fakt, że zostały skrócone lekcje ze względu na nieobecność mojej nauczycielki historii. Przyznam, że ucieszyła mnie ta wiadomość, zwłaszcza że nie byłam przygotowana. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu, nawet teraz, gdy przydzielono mi tak sympatyczną panią. Nie zwlekając zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę wyjścia, co jednak zajęło trochę czasu, nim prawie tysiąc uczniów rozeszło się po salach. Po co najmniej pięciominutowym czekaniu zachłysnęłam się świeżym powietrzem. Na rozwiane włosy zarzuciłam kaptur, ręce schowałam do kieszeni i powoli kroczyłam w kierunku mojego domu. Będąc już bardzo blisko miejsca zamieszkania, zobaczyłam tylko odjeżdżający samochód taty, co świadczyło, że dzisiejsze popołudnie po raz kolejny spędzę sama. Prawdę mówiąc odpowiadało mi, głównie z tego względu, że od dłuższego czasu nie potrafię się porozumieć z moim ojcem. Na szczęście nie wie nic o moim wyczynie sprzed kilku tygodni, ale prawdopodobnie domyśla się, że mi się nie układa w Niemczech. I pewnie jeszcze bardziej jest świadomy faktu, że za sprawą mojego samopoczucia i zachowania, stoi jeden z jego podopiecznych. I jeśli tak uważa to się nie myli. Taka jest prawda i nic tego nie zmieni. Tęsknię za nim i nie ma w tym chyba nic dziwnego, skoro go kocham. Tęsknię za tym jak przychodził do mnie i godzinami siedzieliśmy w milczeniu, ale to nam wystarczało. Lecz może się mylę w tym stwierdzeniu. Mi wystarczało, ale nie jemu. On chciał czegoś więcej, czegoś więcej niż mu dawałam. Ale nie potrafiłam zachowywać się tak jakby nic się nie wydarzyło. Potrzebuję czasy by ustatkować się psychicznie i znów wrócić do prawdziwej siebie. W co jednak wątpię by nastąpiło. Jeśli się zmieniamy, do nigdy nie wracamy do tej osoby którą byliśmy.




- Koniec na dzisiaj !!!- wykrzyczał trener co było najmilszą rzeczą jaką dla nas dzisiaj zrobił. Ostatnie treningi przypominają bardziej testy wytrzymałościowe niż zwykła gra w piłkę. Odetchnąłem głęboko i wraz z resztą chłopaków udałem się do szatni. Nie wsłuchując się w pogawędki przyjaciół wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i zapakowałem swoją torbę.
- Pójdziesz z nami do klubu, nie Reus ?- zapytał Kevin wciągając na siebie bluzę. Reszta wbiła we mnie wzrok oczekując odpowiedzi, i liczyli na to, że się zgodzę.
- Nie- odparłem krótko sprawdzając godzinę.
- Jak to nie ? No co ty ? Weź, chodź. Będzie super !- krótkie zdania rozlegały się po niewielkim pomieszczeniu. Wszyscy próbowali namówić mnie do wyjścia, lecz byłem nieuległy.
- Mówię nie ! A nie to nie ! Dajcie mi wszyscy święty spokój !- burknąłem co nie było za grzeczne, ale emocje były górą. Moja wściekłość osiągnęła apogeum, gdy Mats dorzucił od siebie
- Zakochany. I to nieszczęśliwe, więc można mu wybaczyć.
- Nie jestem zakochany ! Nigdy nie byłem i nie będę. Ja nie kocham ! Ja wykorzystuję, ranię i odchodzę. Taki właśnie jestem. A Kaśka była moją kolejną zdobyczą. Nic więcej. Zabawiłem się i zostawiłem. Jestem egoistą i największym dupkiem jaki stąpa po ziemi. Zrozumcie, że właśnie taki jest Marco Reus.- oświadczyłem po czym opuściłem szatnię. Przy wyjściu dane mi było natknąć się jeszcze na Kloppa, który tak łatwo nie pozwolił mi wyjść ze stadionu.
- Marco, wszystko w porządku ?- zapytał, a w jego głosie usłyszałem troskę. Już nie mówił z pogardą wobec mnie, tak jak to było jeszcze kilka dni temu.
- Po co pan pyta ? Przecież to pana w ogóle nie obchodzi. Znienawidził mnie pan za to co zrobiłem, jak potraktowałem Kaśkę. Już tylko czekam jak zasiądę na ławce w ramach zadośćuczynienia.Ale spokojnie, ja to rozumiem. Mimo wszystko jestem dużym chłopcem, wiem że za swoje czyny ponosi się konsekwencje.
- Marco ! Wiesz, że tak nie myślę. Przyznaję, że byłem wściekły na ciebie, ale chodziło o moją córkę. Teraz widzę jak ją kochasz, ale cierpisz nie mogąc z nią być. A ja martwię się o nią, ale i o ciebie. Jesteś dla mnie jak syn, więc też chciałbym wiedzieć jak się trzymasz po tym wszystkim co się wydarzyło.
- Ja się nie trzymam. Nic nie jest w porządku. I nie będzie. Zresztą...mam to wszystko w dupie- minąłem sylwetkę mężczyzny po czym wyszedłem na zewnątrz. Kopiąc niewielki kamień dotarłem do swojego samochodu, do którego wsiadłem i z impetem przycisnąłem pedał gazu i marzyłem by jak najszybciej znaleźć się we własnym mieszkaniu.




Siedziałam owinięta pluszowym kocem, w rękach z kubkiem gorącej herbaty malinowej wpatrując się w jeżdżące ulicą samochody. O tej porze zazwyczaj się uczyłam, ale w tej chwili nie miałam do tego ochoty. Z nadzieją wyglądałam, że za chwilę przyjedzie Marco, przyjdzie tutaj do mnie i razem spędzimy to popołudnie. Jednak były to tylko moje marzenia, nadzieje nie do spełnienia.
- Mogę wejść?- zapytał tata stojący w progu. Skinęłam głową, a ten wszedł siadając na skraju łóżka.- Musimy porozmawiać. Wiem, że nie masz ochoty, więc nie zajmie mi to wiele czasu. Nie zamierzam wtrącać się w twoje sprawy prywatne, zwłaszcza te które związane są z chłopcami. Doskonale o tym wiesz. Lecz teraz chodzi o kogoś więcej, niż o jakiegoś kolegę z klasy, szkoły. Chodzi o Marco, który jest dla mnie jak syn. Nie wiem co zamierzasz zrobić córciu, ale nie zrób czegoś przez co go stracisz. To, że on zranił ciebie, nie oznacza, że ty masz potraktować go w ten sam sposób. Marco potrafi uczyć się na własnych błędach, a to była dla niego nauczka. Porozmawiaj z nim. On potrzebuje ciebie tak bardzo jak ty jego.
-  Tato...kocham cię.
- Ja ciebie też- ucałował mnie w czoło, po czym zostawił samą.
Za oknem rozpościerał się piękny widok zachodzącego słońca. Jego promienie odbijały się od pożółkłych liści, upiększając okolicę. Otarłam policzki z łez, szeroko się uśmiechając do siebie samej. Podeszłam do lustra, przed którym poprawiłam rozczochrane włosy i rozmazany makijaż. Z szafy wyjęłam swój ulubiony biały sweter, który był pamiątką po babci. Zawsze zakładałam go w chłodne dni. Gotowa zbiegłam ze schodów, żegnając się z tatą i wyszłam na dwór.
Stojąc przed drzwiami jego mieszkania czułam obawy. Uzasadnione czy też nie, ale je miałam. Wzmogłam się na odwagę i przycisnęłam dzwonek, którego dźwięk rozległ się po mieszkaniu. Niestety nikt nie otwierał, co upewniło mnie w przekonaniu, że go po prostu nie ma. Wyszedł, może bawi się już na mieście z kolegami, albo co gorsza kogoś ma, kogoś poznał, a o mnie zapomniał. Stojąc dłuższą chwilę pod drzwiami doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak już pójdę, a przyjdę innym razem, albo odwiedzę go na treningu Borussi. Z mojej twarzy zszedł uśmiech,a  znów pojawił się smutek który nie opuszczał mnie ostatnimi czasy. Stojąc przed budynkiem mieszkalnym, witając się z podmuchami silnego jesiennego wiatru, ujrzałam sylwetkę mężczyzny, dla którego straciłam głowę. Z dłońmi schowanymi w kieszeniach, grzywką rozwianą na wszystkie strony świata i wzrokiem wbitym w płyty chodnika, zmierzał ku mojej osobie, nie dostrzegając mnie.
- Teraz ja przyszłam do ciebie-posłałam mu ciepły uśmiech po czym rzuciłam mu się na szyję, mocno go przytulając- Przyszłam, bo cię kocham. Chcę zapomnieć o tym co było, co się wydarzyło i zacząć wszystko na nowo. Chcę być z tobą już zawsze i wszędzie. Nie chcę żyć bez ciebie. - oderwałam się od jego ciała spoglądając w jego oczy.- Marco...powiedz coś...- wydukałam
- Co mam powiedzieć ? Nie wiem sam. Kocham cie jak wariat i będę ci to powtarzał już każdego dnia. Zawsze jak się będziesz budziła obok mnie, jak będziesz zasypiała. Nie pozwolę ci już więcej odejść, nie dopuszczę do tego bym cię stracił. Już nie. Wiesz co ? Cholera..kocham cię- po czym pocałował moje roześmiane usta. Wziął na ręce i nie puszczał. Nie pozwolił mi odejść, ciągle powtarzając słowa " Kocham cię " co w jego wykonaniu brzmiało wyjątkowo i pokochałam to jak do mnie mówi. Zresztą, pokochałam wszystko co jest z nim związane. Kochamy się i to powinien być początek czegoś dobrego. Początek nas.
- Coś ci powiem ?- szepnął mi do ucha
- Co ?
- Kocham cię...







idealne to to nie jest, ale coś jest. wróciłam dziś wcześniej do domu, więc udało mi się coś napisac. chyba teraz się rozweseli ta historia, bo ostatnio bywała dość smutna. a coz  tego wyjdzie to nie wiem. postaram się dodać następny już za tydzień w ramach rekompensaty za rzadkie publikowanie. i dziękuję Wam za każdy komentarz skierowany do mnie za to co piszę. dziękuję...
pozdrawiam, Patrycja

sobota, 28 września 2013

XVI " Nie chcę byc dla ciebie problemem "

Nie wiedziałam czego chcę. Nie wiedziałam co czuję, a może właśnie nic nie czułam. Równo oddychając, stawiałam kolejne kroki, zmierzając przed siebie. Mijałam ludzi, starszych bądź młodszych, smutnych i tych szczęśliwych. Teraz byłam taka samotna, sama ze sobą i swoimi problemami. Nikt nie potrafił mnie zrozumieć, a może nawet nie próbował ? Wszyscy odbierali to jako nieszczęśliwą miłość dwójki osób. Bo tak też było. Ale ta miłość jest czymś więcej niż uczuciem. To przywiązanie, pragnienie, bycie jednością. Każde  z nas tego chce, a bynajmniej chciało. Tylko, że nam nie wyszło. Właściwie już na początku można się było tego domyślić. Ja i on to dwa różne charaktery, dwa inne światy.
Przede mną znajdowały się drzwi do jego mieszkania. Machinalnie przyłożyłam palec do dzwonka i czekałam. Wiedziałam, że przecież to ona może mi otworzyć i wyrzuci mnie stąd, ale tak się nie stało. Jego spojrzenie było inne. Nie takie jak zawsze, czyli chłodne, które przeradzało się w jarzące iskierki. Nie potrafię tego określić. Tak w ogóle to ostatnio Marco bardzo się zmienił. Nie mam co się dziwić, bo w końcu nie wie kim jest. Czy ja wiem ?
- Wejdź- odparł i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Przekroczyłam próg domu wchodząc do przestrzennego salonu, w którym znajdowałam się po raz pierwszy.
- Marco..- zaczęłam lecz mi przerwał.
- Nie Kasia. Mam ci tak wiele do powiedzenia, a nie wiem od czego zacząć. Od samego rana próbowałem ułożyć jakieś spójne przeprosiny dla ciebie lecz nie umiem. Wszystko co się ostatnio wydarzyło, przerosło mnie. Nie wiem kim jestem, zrozum mnie. Każdy mówi mi coś całkiem innego. Caro twierdzi że byliśmy razem a ty mnie zdradziłaś. Chłopaki znowu twierdzą, że chciałem być z tobą, ale nie mogliśmy się ze sobą dogadać. Nie wiem co jest prawdą, a co kłamstwem. Mam wspomnienia, mam w pamięci ciebie, Kasia, ale... ale nie wiem co to oznacza. Nie wiem co się działo przed wypadkiem.
- Po co mi to mówisz ? Jasno dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz mnie znać.- mówiłam zaciskając zęby
- Ale tak nie jest ! - krzyknął podchodząc bliżej mnie, a moje serce znów zaczęło bić szybciej- Nie chcę cię stracić, choć nie wiem co nas łączy. Chcę się jednak tego dowiedzieć. Chcę cię poznać, chce poznać siebie. Pomóż mi. Zrób to dla mnie.- złapał moje roztrzęsione dłonie patrząc mi w oczy- Powiedz mi kim jestem ?
- Jesteś Marco Reus. Jesteś piłkarzem. Masz narzeczoną, z którą bierzesz już wkrótce ślub. A ja jestem największym błędem twojego życia...- oświadczyłam zapłakanym głosem i zwróciłam się w kierunku wyjścia.
- Nie wierzę ci- położył dłonie na mojej talii, opierając czoło o moje- Kaśka, nie wierzę ci. Sama nie wierzysz w to co mówisz.
- To uwierz- wyszeptałam i po raz ostatni pocałowałam jego usta. Chciałam jeszcze raz poczuć to co tak pokochałam. - A teraz zapomnij o mnie. Nie wracaj wspomnieniami do przeszłości. Nie doszukuj się prawdy, tylko doceń to co masz teraz. Pomyśl sobie, że mnie nigdy nie było. Wtedy wszystko stanie się łatwiejsze- zakończyłam i odeszłam. Teraz to wszystko stało się takie trudne. Dlaczego go poznałam ? Dlaczego go pokochałam ? Dlaczego ?




 Wiem kim jestem. Wiem, że jestem Marco Reus. I wiem, że kocham tylko ją. Tą niewinną istotkę, która skradła moje serce. Która zajęła w nim tak szczególne miejsce. Wypełniła je wielką miłością, bo to jest miłość. Miłość, ale czy do spełnienia ? A może to miłość zakazana ?
Teraz wszystko zależy ode mnie, co zrobię. Muszę coś zrobić, bo muszę odzyskać moje dawne życie. Chcę odzyskać Kasię. Teraz tylko ona jest dla mnie najważniejsza. Gdy mnie pocałowała, wszystko powróciło. Ona stała się moją prawdą, przywróciła mi życie. Tyle, że teraz jej nie ma, a ja jestem sam. I nie wiem co robić.
- Wróciłam- rozległo się wołanie bo mieszkaniu. To jest pierwsza rzecz, którą muszę sprostować, pomyślałem. Blondynka usiadła obok mnie na kanapie, patrząc z zaciekawieniem w moją osobę.
- To koniec- oświadczyłem bez skrupułów. Jej oczy przemieniły się w dwa wielkie pytajniki- Caro, to koniec między nami. Koniec nas.
- Chyba sobie żartujesz ?!- podniosła głos i krzyczała.- Koniec ? Ty zrywasz ze mną ? Po tym co ja dla ciebie zrobiłam ! Wybaczyłam ci nawet zdradę z tą gówniarą!
- Czyli przyznajesz że mnie okłamywałaś ?! Wmówiłaś mi że to ona mnie zdradzała i ją zostawiłem, a w rzeczywistości ona ja nigdy nie byliśmy razem !
- A co ty sobie myślałeś ? Że powiem ci prawdę ?- ironizowała- Miałam ci powiedzieć, że postanowiłeś zostawić mnie dla córki trenera ? Mnie ?! Mnie się nie zostawia, rozumiesz ?!
- Jak mogłaś mi to zrobić ? Dlaczego ze mną w ogóle byłaś ? Dla pieniędzy, dla sławy ?
- Oczywiście że tak. - zaśmiała się- Przy tobie mogłam stać się kimś. Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy jakie to jest męczące być z tobą.
- Bycie ze mną jest męczące ?
- A nie ? Przyznaj że ty też się mną bawiłeś. Marco, ja cię kochałam, kiedyś, ale to minęło bardzo szybko. Albo cię ciągle nie było, bo wyjazdy na mecze, a jak już byłeś to tylko na chwilę. Byłam sama, całkiem sama. Kiedy mnie nie było, sprowadzałeś sobie panienki, zdradzałeś mnie, ciągle to robiłeś. Więc nie tylko ja skrzywdziłam ciebie, lecz ty mnie też.
- Wyjdź i nie wracaj...- to był zbyt wiele. Wszedłem do sypialni, by pobyć sam. Chciałem to wszystko przemyśleć.
Dochodził późny wieczór, gdy ze snu wyrwał mnie ciągły dzwonek do drzwi i dobijanie się do mojego mieszkania. Zaspany powolnie zszedłem z łóżka i podreptałem by otworzyć drzwi natarczywemu gościowi. Ledwo co przekręciłem zamek, a do środka wparował Nuri. Jego wiatrówka ociekała wodą, pewnie dlatego, że na dworze padał ulewny deszcz. Zajrzał do wszystkich pomieszczeń mojego domu, aż w końcu stanął przede mną, pytając.
- Kaśki nie ma u ciebie ?!
- Jak widać, nie- zmierzwiłem moje blond włosy i oparłem się o futrynę drzwi.- A stało się coś czy jak ?
- Ubieraj się, jedziemy.- rzucił we mnie kurtkę i podsunął mi buty.
- Dokąd? Stary, mów co się dzieje ?
- Nie wiem. Przysłała mi niedawno dziwną wiadomość. Szukałem jej wszędzie, ale nigdzie jej nie ma. Boję się o nią.
- Co napisała ?- pytałem wiążąc sznurowadła moich tenisówek
- Żegnaj. I nic więcej- oświadczył z drżącym głosem. Wyszliśmy z mieszkania prosto do samochodu.
Jezdnia była całkiem zalana wodą, przez co jazda nią była mocno  utrudniona. Wycieraczki nie nadążały zbierać wody z przedniej szyby, przez co prawie nic nie było widać przed nami. Na ulicach panowały kilometrowe korki, więc nie czekając na przerzedzenie odstawiliśmy samochód pod siedzibą głównego banku w Dortmundzie. Wysiadając z auta naszą uwagę przykuło liczne zbiorowisko pod budynkiem. Podeszliśmy bliżej tłumu, który widocznie na coś czekał. Na skraju stała niska staruszka, która chowała się przed deszczem pod gałęziami niewielkiego drzewa. Podszedłem do niej by zapytać co się tutaj dzieje. Spojrzała na mnie przemęczonymi oczami i palcem wskazała na kilkunastu piętrowy budynek i rzekła:
- Ona chce się zabić- spojrzałem na nią, a potem mrużąc oczy uniosłem wzrok w tamtym kierunku. Nie zwlekając ruszyłem przed siebie, przedzierając się przez zbiorowisko Dortmundczyków. Nie patrzyłem że służby chcą mnie zatrzymać. Podbiegłem do windy kilkukrotnie wciskając guzik, ale nic się nie działo. Dopiero po chwili zobaczyłem kartkę przywieszoną do ściany, na której napisano, że winda jest nieczynna. Pięścią uderzyłem o metalowe drzwi windy i szybko pokonywałem kolejne stopnie schodów. Będąc na samej górze, czułem się tak, jakbym przebiegł maraton. Ale teraz nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Wiedziałem, że poświęcę wszystko co mam, tylko po ty by jej nie stracić. Wszedłem na dach budynku, po cichu zbliżając się do niej. Deszcz padał coraz mocniej, było zimno i wietrznie. Stała na skraju wieżowca wbijając wzrok w przestrzeń rozciągającą się przed nią.
- Nie rób tego- odwróciła się w moim kierunku. Drżało całe jej ciało, jej oczy były przepełnione strachem.
- Odejdź! Odejdź bo skoczę!!!- krzyczała robiąc niewielki krok do przodu. W mojej głowie panował totalny chaos, nie wiedziałem jak reagować, ale wiedziałem, ze muszę zachować spokój w tej chwili.
- To skocz. Ale ja zrobię to samo. Bo cię kocham i chcę z tobą być. Tu na ziemi, czy w  niebie, ale chcę być przy tobie już zawsze. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - odwróciła się do mnie plecami. Stałem może trzy kroki dalej od niej. Milczała.
- Wybacz. Nie chcę być dla ciebie problemem - powiedziała, ale jej słowa zagłuszane były przez padający deszcz, którego krople odbijały się od dachu. Nie wiedziałem co do końca wypowiedziała, ale dopowiedziałem sobie koniec, gdy zobaczyłem jak robi jeszcze jeden krok, a jej ciało się pochyla.
- NIEEE !- wykrzyczałem w ostatniej chwili łapiąc ją w pasie i przyciągając do siebie. Poczułem ulgę mój ją przytulic, objąć. Nadal trzymałem ją blisko mojego ciała, z obawy, że może skoczyć, że ją stracę. Dopiero po chwili puściłem ją, zdejmując z siebie, również przemoczoną jak jej kurtkę i okrywając jej trzęsące się ciało. Ponownie objąłem dziewczynę, głaszcząc jej mokre włosy. Właśnie w tej chwili puściły wszystkie emocje, i oboje płakaliśmy.- Jesteś wariatką, wiesz o tym?- ująłem jej twarz wpatrując się w przerażone oczy- Ale cię kocham. I nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz ? Bo nie przeżyłbym twojej straty. Tak cholernie cię kocham, Kaśka - oświadczyłem po czym ją pocałowałem, i przytuliłem. Pocierałem rękoma jej ciało by ją ogrzać. Prędko przybiegło do nas kilku mężczyzn, którzy okryli nas kocami. Wziąłem ją na ręce i weszliśmy do środka.




Siedziała na parapecie okna wpatrując się w spływające po szybie krople deszczu. Od kilku dni zza chmur nie wyjrzało słońce, tak jak w jej życiu. Czuła się źle i podle. Nie potrafi pogodzić się z tym, że chciała odejść z tego świata. Od kilku dni nie wychodzi ze swojego pokoju, lecz przesiaduje w nim godzinami, wypłakuje w poduszkę swoje smutki. Nadal nie wie co teraz będzie, jak to wszystko się ułoży.
- Witaj skarbie- poczuła dotyk ciepłych ust na swoim policzku. Nie odwróciła się w jego kierunku, nie wypowiedziała ani jednego słowa. Ale on nie spodziewał się czegoś innego. Przychodzi tu każdego dnia, siedzi przy niej, razem z nią milczy po czym odchodzi z nadzieją, że kiedyś go zatrzyma i w końcu coś powie. I każdego kolejnego dnia wmawia sobie, że ona go kocha, ale coraz bardziej sam przestaje w to wierzyć. Ma wrażenie, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Zatrzymał ją na ziemi, lecz nie zatrzymał przy sobie.
Siedział obok niej już kolejną godzinę. Gdy próbował ją przytulic, dziewczyna się odsunęła, a on nie ponawiał tego gestu. Bolało go to, nawet bardzo. Nie radził sobie z uczuciem do niej.
- Jak się czujesz?- zapytał odgarniając z jej twarzy opadające włosy, lecz znów odpowiedziała mu cisza. I znów mijały kolejne minuty, lecz wiedział, że nic się nie zmieni, a na niego już pora. Na pożegnanie chciał ją pocałować, lecz to też mu się nie udało. Zrezygnowany stanął w drzwiach i spojrzał jeszcze raz nią. Chciał by właśnie teraz go zatrzymała, by poprosiła go, by został. Lecz tak też się nie stało. Nadal siedziała z wzrokiem wbitym w ogród za oknem, a on kolejny raz wyszedł z pokoju, bez żadnego rezultatu. Stanął na schodach, nałożył kaptur i powolnym krokiem zmierzał ścieżką ku furtce. Przystanął spoglądając w okno, w którym siedziała jego ukochana, ale nawet teraz nie patrzyła na niego. Załamany wsiadł do swojego samochodu, obiecując sobie, ze będzie walczył o jej miłość do samego końca.




Przepraszam, za kilku dniowe opóźnienie, ale postaram się unikac takich opóźnień. Mam nadzieję że się troszkę spodobało. Zastanawiam się nad zakończeniem, ale nie wiem jak to jeszcze będzie. Jak na razie czekam na Wasze opinie. Dziękuję !

środa, 11 września 2013

XV " Spełnię Twoją prośbę. Zniknę "

Przez niewielkie okno, które znajdowało się na poddaszu, do moje pokoju wpadały pojedyncze promienie wschodzącego Słońca. Rażona blaskiem w oczy, opuściłam ciepłe łóżko i udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro, gdzie zobaczyłam swoje odbicie. Zmieniłam się, pomyślałam. Zmienił się mój wygląd, mój charakter, podejście do ludzi i problemów. Już za godzinę mam pójść na stadion, gdzie zobaczę Marco Reusa. Całą noc zastanawiałam się czy to aby dobry pomysł, ale nie mam innego. Muszę spróbować przywrócić mu pamięć, by wiedział kim jestem. Kim jestem dla niego, a on dla mnie. Wiem, że to jednak nie będzie łatwe. Na przeszkodzie staje Caro, która zapewne wmówiła mu swoją wymyśloną historyjkę stawiając mnie w czarnym świetle.
Z kosmetyczki wyjęłam potrzebne kosmetyki potrzebne mi do zrobienia makijażu. Mocno pomalowane oczy na czarno były akcentem na mojej bladej jak śnieg cerze. Włosy rozpuściłam i pozwoliłam im opadac na moje ramiona. Jeśli chodzi o ubiór nie wybrałam nic specjalnego. Krótkie, czarne szorty, bluzka tego samego koloru i najprostsze trampki. Gotowa zbiegłam do salonu, gdzie czekał na mnie tata. Zrezygnowałam z jakiegokolwiek posiłku i wraz z moim opiekunem powędrowałam do garażu, w którym stał nasz samochód. Całą drogę milczałam, wsłuchując się w dźwięki muzyki dobiegające z radia. Po kilkunastominutowej przejażdżce dotarliśmy pod siedzibę. Tata udał się do szatni, a ja w związku z potrzebą skorzystania z toalety udałam się do łazienki. Już po chwili usłyszałam jak tata zwołuje chłopaków na trening, więc szybko pobiegłam  w tamtym kierunku by porozmawiac z Marco. Wiedziałam, że tata nie będzie zły o jego spóźnienie. Natknęłam się na pozostałych zawodników, którym posłałam serdeczne uśmiechy, a oni zniknęli za wejściem na murawę. Oparłam się o bielutką ścianę i nadal czekałam na Niemca. Nie minęła minuta, gdy drzwi szatni się otworzyły, a zza nich wyszedł dwudziestoczterolatek poprawiający swoją idealnie zaczesaną fryzurę. Na mój widok przystanął wpatrując się w moją sylwetkę. Zrobiłam krok w jego kierunku, lecz on pospiesznie mnie ominął kierując się w stronę drużyny rozgrzewającej się na rozkaz swojego trenera.
- Zaczekaj !- zawołałam dotykając jego wytatuowanej ręki. Odwrócił się w moją stronę zakładając ręce na piersi, czekając aż zacznę kontynuować- Porozmawiajmy- dodałam ciepło.
- Chcesz rozmawiac ?! O czym?! - zaczął wykrzykiwac nerwowo
- Marco, jak to o czym ? O nas
- Jesteś chora czy jak ? Nie ma żadnych nas. Zdradziłaś mnie, nie pamiętasz ? Zaakceptuj to że dla mnie jesteś nikim, a ja jestem szczęśliwy z Caroline. Zniknij z mojego życia raz na zawsze!- wykrzyczał mi prosto w twarz, a ja powstrzymywałam się, by nie wybuchnąć płaczem. Miałam ochotę zniknąć stąd, nie móc już na niego patrzeć. Byłam wstrząśnięta tym co mi powiedział. Wiedziałam, że Caro mnie nienawidzi, ale nie pomyślałabym, że jest skłonna do tego by tak perfidnie kłamać.
- Dobrze, spełnię twoją prośbę. Zniknę.- dodałam na odchodne odwracając się. Przede mną ni stąd nie zowąd pojawił się Mats w towarzystwie Nuriego. Turek próbował mnie pocieszyć lecz nie miałam na to żadnej ochoty i szybko wybiegłam ze stadionu, przysiadając na krawężniku. Skurczyłam się niczym kłębek włóczki, chowając twarz w dłoniach.





Moje życie ostatnio przypomina scenariusz niejednego dramatu. Nie wiem kim jestem, nie wiem co czuję, nic nie wiem. Mam wrażenie, że wszyscy mnie okłamują i próbują zrobić ze mnie kogoś kim nie jestem. Nie potrafię przypomnieć sobie tego, co wydarzyło się w moim życiu, przed wypadkiem. Czuję się tak, jakbym na nowo się narodził. Zadaję sobie ciągle tyle pytań, lecz nie znam odpowiedzi. Caroline jest dla mnie ważna, może najważniejsza, a mimo to ciągle rozpamiętuję tę dziewczynę ze szpitala. Wspominała o wakacjach, wspólnych chwilach, pocałunkach, a ja nie pamiętam tego. Najdziwniejsze jest to, że Caro twierdzi, że nie było żadnych wakacji, a chłopaki pokazują mi zdjęcia, na których ewidentnie jesteśmy razem. Więc co to za zdjęcia ? Kiedy to było ? Dlaczego ona tak bardzo unika rozmów o córce trenera, dlaczego nic mi o niej nie mówi ?
- Dobrze, spełnię twoją prośbę. Zniknę.- gdy wypowiedziała te słowa, poczułem jak w moim sercu nastaje jakaś niezidentyfikowana pustka. Widząc łzy w jej pięknych oczach, które stopniowo płynęły po bladej twarzy, coś we mnie pękało, kruszyło się, rozrywało mnie od środka. W mojej głowie pojawiały się krótkie wspomnienia. Momenty, które by ze sobą niepowiązane.

Zbliżała się do drzwi naszego pokoju. Podbiegłem, łapiąc ją za dłonie, odwracając w swoją stronę. Patrzyła zaskoczona na to co robię. Miałem wrażenie, że każda sekunda staje się godziną. Zrobiłem krok w jej stronę nadal trzymając jej dłonie. Wyczułem jej oddech, był spokojny. Zdawało mi się, że pozwala mi zrobić kolejny krok. Jedną ręką chwyciłem ją w tali. Odchyliła głowę, nieznacznie, a nasze oczy się spotkały razem z duszami. Pochyliłem się nad nią, składając na jej ustach czuły pocałunek, lecz krótki z obawy na jej reakcję. Gdy chiałem się już odsunąc, przytrzymała mnie swoimi ustami. Trwaliśmy tak złączeni. Po chwili przerwałem nasz pocałunek patrząc w jej oczy. Cała drżała, a jej oddech stał się szybki i nierównomierny.
- Kocham cię- szepnąłem jej do ucha. Z jej oczu popłynęły łzy. Puściła moją dłoń.
- Kocham cię, ale my nie mamy żadnej przyszłości...

Właśnie kilka chwil temu zobaczyłem w niej tę samą osobę jak tę ze wspomnień. Jej gorzkie, smutne łzy. Drżące ciało, nierównomierne oddechy. Matowe oczy przeszyte bólem i cierpieniem. Przetarłem oczy wpatrując się w sylwetki dwóch kolegów z drużyny.
- Baranie, coś ty narobił ?!- Nuri był widocznie zdenerwowany, a właściwie wściekły. Hummels był natomiast nad wyraz spokojny. Oderwał wzrok od podłogi i wskazał mi drzwi szatni. Nie rozumiejąc udałem się tam w ich towarzystwie. Usiadłem na drewnianej ławce obok mojej szafki obserwując Matsa który nerwowo przeszukiwał swoją torbę treningową. Sahin się w miarę uspokoił i popijał wodę mineralną, a następnie przysiadł się bliżej mnie. Mats w końcu odnalazł to czego prawdopodobnie poszukiwał i wręczył mi do ręki kilka zdjęć. Nie były to typowe zdjęcia, lecz przypominały bardziej te, jakie robi się z ukrycia. Na każdym byłem ja i Kasia. Na każdym zdjęciu byliśmy blisko siebie. Trzymaliśmy się za ręce, obejmowałem ją, przytulałem, całowałem. Każda fotografia w pewien sposób była taka sama. Dziewczyna była smutna, niepewna co do mojej osoby. Traktowała mnie obco, trzymała na dystans. Sam byłem nieszczęśliwy, próbowałem ją zatrzymać. Jedna fotografia była dla mnie nadzwyczaj wyjątkowa. Wiązała się z moim jedynym wspomnieniem, jakie mam.  Wstałem, robiąc jedno krążenie po pomieszczeniu i stanąłem na środku patrząc na dwóch mężczyzn.
- Co mam zrobic ?- zapytałem rozgoryczony
- Walcz o nią. To ją kochasz, za nią szalejesz. Ona jest dla ciebie wszystkim. - odparł ostatecznie Mats.





Nie mając ochoty już dłużej siedziec przed stadionem ruszyłam w kierunku domu. Po drodze minęłam kilkunastu znajomych, z którymi jednak nie nawiązałam żadnej rozmowy, a moim jedynym celem było jak najszybsze znalezienie się w moim pokoju. Przeszłam przez bramkę i chodnikiem skierowałam się do wejścia. Przekręciłam klucz, zamknęłam za sobą ponownie drzwi i osłabiona zaszyłam się na łóżku mojego pokoju. Wtuliłam się w haftowaną poduszkę, zamknęłam powieki i zasnęłam.
Przeciągając się po łóżku zerknęłam na zegar wiszący naprzeciw mnie, który wskazywał godzinę siedemnastą. Przetarłam zaspane oczy i wzdrygnęła się na widok Ewy siedzącej na fotelu w kącie pomieszczenia. Widząc, że już nie śpię, odłożyła magazyn na moje biurko i usiadła na skraju mojego łóżka. Złapała moją dłoń, pocierając o swoją, przez co poczułam przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się nieznacznie, mówiąc
- Źle wyglądasz.
- Bo tak się czuję- odparłam krótko wpatrując się w psa leżącego na swoim legowisku pod ścianą. Wiedziałam że Ewa bardzo się o mnie martwi i próbuje mi pomóc, lecz aktualnie jestem w takim stanie, że nic ani nikt mi nie pomoże.- Zostaw mnie samą. Proszę- wydusiłam z siebie spoglądając niepewnie na kobietę.
- Dobrze- nie protestując opuściła pokój, zostawiając mnie samą, tak jak chciałam. Oparłam głowę o podgłówek skupiając wzrok na suficie. Nie minęło kilka minut od wyjścia Ewy, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Byłam przekonana, że tata jest w domu, bo w jak inny sposób Polka zjawiła by się u mnie. Powtarzające się odgłosy dzwonka zmusiły mnie do zejścia na dół. Z rozczochranymi włosami, rozmazanym makijażem, otworzyłam drzwi. Jedyne uczucie jakie teraz mi towarzyszyło to ogromne zdziwienie i zaskoczenie.
- Witaj kochana ? Jak się czujesz ?- z przyklejonym uśmiechem i sztuczną życzliwością przywitała mnie Caroline. Ciągle nie wiedząca czy to sen, czy rzeczywistość nie wymawiałam ani jednego słowa. Patrzyłam tylko jak młoda kobieta pewnie wchodzi do środka. Nie zwlekając zrobiłam tak samo. Rozejrzała się po salonie po czym spojrzała na mnie już swoim prawdziwym wzrokiem. Chłodnym, z nienawiścią do mnie.
- Przejdźmy do rzeczy. Zostaw Marco w spokoju, zniknij z jego życia raz na zawsze. - mówiła spokojnie.- Na co ty liczysz ? Wierzysz, że on cię kocha ?- dodała z pogardą w głosie- Jesteś naiwna. On jest mężczyzną a nie nastolatkiem jak ty. Nie jesteś w stanie zaoferować mu tego co ja.
- A co ty masz mu do zaoferowania ?! Boisz się, że zostawi ciebie dla mnie i dlatego go tak okłamujesz ? Wmawiasz coś co nie jest prawdą ?! Jesteś podłą suką bez uczuć !- wykrzyczałam ale po chwili żałowałam tych słów. Poczułam tylko ból przeszywający lewą stronę mojej twarzy. Trzymając się za policzek patrzyłam jak zadowolona z siebie Niemka wychodzi z domu. Nie mając już siły płakać poprawiłam tylko włosy, ubrałam buty i wyszłam na ulicę. Miałam tylko jeden cel. Spełnić prośbę Marco.



Czy to naprawdę będzie koniec ? Nie będzie wielkiej miłości Kasi i Marco ? Co się teraz wydarzy ? Dziewczyna jest tak bardzo słaba psychicznie, że nie wytrzymuje natłoku problemów. Marzy tylko o szczęściu i odwzajemnionej miłości, lecz tak nie jest. Znalazła rozwiązanie, tyle czy słuszne ? Do czego doprowadzi jej posunięcie ? Czy spotkanie z piłkarzem coś da ? Czy Marco odzyska pamięć i zdąży na czas, by nie stracić miłości swego życia ? A może będzie już za późno i zobaczy tylko jak ta krucha istotka, która odmieniła jego życie rzuca się w otchłań...
Odpowiedzi na te nurtujące pytania znajdziecie w kolejnym rozdziale, czyli 25 września. 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

XIV " Nie znam Cię. Kim jesteś ? "

Szłam przed siebie. Byłam niczym w transie. Nogi same mnie niosły, nie współgrając z mózgiem. Obraz był zamazany, oczy nie potrafiły patrzeć, powieki same opadały i z przymusu je unosiłam. W tle dobiegał głos, a właściwie krzyk wymawianego mego imienia. Pojedyncze słowa. Kaśka. Stój. Uważaj. Głośne trąbienie, pisk opon. Ktoś mnie ciągnie do tyłu, obejmuje ramionami, odpycha na betonowy chodnik. Upadam uderzając głową o niego i wszystko się kończy. Gdy moje oczy się otwierają prawie nic nie widzę. Mrugające światła, wycie syren i głosy tutejszych ludzi. Próbuję odwrócić głowę, ale ból przeszywający moje obolałe ciało mi to uniemożliwia. Nosze się unoszą ku górze i zmierzam do wnętrza karetki. Nieznacznie przechylam głowę w bok i wyraźnie widzę tylko kałużę krwi. Dłonią dotykam głowy i spoglądam na nią. Nie jest poplamiona ani dłoń, ani reszta ciała. To nie moja krew. To krew...
- MARCOOO !!!!- wykrzykuję na cały głos i prędko siadam na łóżku. Moje gwałtowne ruchy wywołują włączenie się szpitalnych urządzeń, a ich dźwięk drażni moje uszy. Rzucam się po całym łóżku, aż upadam i tylko rękoma uderzam o pościel i z całej siły zgniatając ją w dłoniach. Widzę tylko kobietę w białym fartuchu o nieprzyjaznych rysach twarzy, która wstrzykuje w moje ciało jakąś substancję, która w szybkim czasie unieruchamia moje ciało, a mój umysł przestaje pracować. Powieki są coraz cięższe. Zasypiam.
Powoli trzepotałam rzęsami wpatrując się w nieskazitelnie biały sufit. Staram się usiąść ale wiem że to nie możliwe. Każda cześć mojego ciała jest poobijana, i nawet środki przeciwbólowe nie przynoszą ulgi. Spoglądam wokół i widzę znajome twarze. Tata, Ewa, Blanka i Nuri. Otoczyli moje łóżko i przyglądają mi się, uśmiechają się w moim kierunku. Próbuję sobie coś przypomnieć, ale staje się to dla mnie nadzwyczaj trudne. Pamiętam że byłam na kolacji z której uciekłam. Później poszłam do klubu, a gdy wyszłam wbiegłam na ulicę i uratował mnie...
- MARCOOO!!!- z każdą sekundą przypominam sobie cały wypadek. To jak mnie wołał, starał zatrzymać, aż w końcu osłonił moje ciało i odepchnął. Czuję jak mocno zaciskam dłonie Nuriego i taty. Ten cicho szepcze, głaszcze moją twarz zlaną potem przerażenia.- Co z nim ?! Muszę go zobaczyć ! Przeprosić ! Podziękować !
- Mała...spokojnie. Żyje, ale nie możesz się  z nim widzieć.
- Ale muszę...on musi wiedzieć że ja, że on, że my...
- Skarbie...- tata mocniej zacisnął moją dłoń. Już w tym momencie wiedziałam, że nie usłyszę niczego dobrego. Znałam ten wyraz twarzy, te gesty, te głębokie oddechy.
- Tato..?
- Nie denerwuj się dobrze ? Marco. On się jeszcze nie wybudził, ale to nic nie znaczy, wiesz ? Wyjdzie z tego, nic mu nie będzie. Wkrótce porozmawiacie ze sobą. Nie jest sam, chłopcy czuwają przy nim, a my przy tobie. Będzie dobrze.- mówił głaszcząc moje ciało.
- Wyjdźcie, wszyscy, proszę.- oświadczyłam odwracając twarz w kierunku szklanej szyby tutejszego okna. Poczułam jak moje ręce zostają uwolnione z uścisków, ja ucichają kroki wychodzących osób. Jestem sama. Byłam roztrzęsiona, nie mogłam pogodzić się z tym, że przeze mnie Marco tak bardzo cierpi. Potraktowałam go tak okropnie, a on mimo wszystko był gotów poświecić swoje życie by mnie uratować. A co jeśli on..jeśli się nie wybudzi? Boże ! Nie. Nie mogę nawet tak myśleć.
Tak właśnie mijały każde kolejne dni. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie odwiedzał, chciałam być teraz sama, życ w całkowitej odosobnionej samotności. Potrzebowałam tego. Nie mogłam już znieść tych słów pocieszenia, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży, bo wiem że nie będzie. Pomyśleć, że mogliśmy być teraz razem. Tyle że tak nie jest, bo jak zwykle musiałam się unieść honorem. Co teraz będzie z Marco ? Co będzie z nami ? Wybaczy mi to co zrobiłam, czy znienawidzi mnie do końca życia ?
Odpięłam wszystkie aparatury, do których byłam podpięta i powoli zeszłam z łóżka. Czułam jak świat wiruje mi przed oczami, widzę podwójnie. Mimo to wiedziałam, że muszę tam pójść, zobaczyć go. Powolnym krokiem, ciągle opierając się o ścianę podeszłam do recepcji zapytać gdzie w ogóle znajduje się Marco.
- Przepraszam, w której sali przebywa Marco Reus ?- zapytałam wymuszając przyjacielski uśmiech w kierunku młodej pielęgniarki.
- Sala 34- odparła ponownie wracając do papierkowej roboty.
Im bliżej byłam jego sali tym bardziej nasilały się bóle głowy, spowodowane zapewne stresem przed tym co się wydarzy. Zacisnęłam mocno dłonie, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Leżał cały czas nieprzytomny, blady jak tutejsze ściany, nieświadom co się dzieje. Obok siedział Łukasz z Matsem, którzy cierpliwie czuwali przy przyjacielu. Na mój widok szybko wstali i pomogli mi usiąść na jednym z krzeseł.
- Kasia, tobie nie wolno chodzić, musisz leżeć- odparł troskliwie Piszczek siadając obok i obejmując mnie ramieniem, całując w czubek głowy. Mieliśmy ze sobą doskonały kontakt. Droczyliśmy się ze sobą, ale był mi bliską osobą razem z Ewą. Zawsze byli ze mną, gdy coś się działo, i tak jest teraz.
- Wiem, ale musiałam go zobaczyć. Powiedz mi...obiecaj...że on nie umrz...
- Cii..Kasia, nie. Wyjdzie z tego, zobaczysz. Już niedługo.- jeszcze mocniej mnie objął, a po chwili to samo zrobił Mats który przez ten czas milczał. Otarłam policzki z łez i usiadłam na skraju łóżka. Ujęłam jego dłoń, taką bezwładną. Trzymałam ją, mając nadzieję że on to czuje, wie że jestem przy nim.
- Kocham cię, proszę nie odchodź- wydukałam przez łzy, który znów pojawiły się w moich oczach. Łukasz trzymał dłonie na moich ramionach, dając mi poczucie bezpieczeństwa. W tym momencie stało się coś na co liczyłam. Aparatury zaczęły wydawać dźwięki, a do sali wbiegli lekarze. Kazali się odsunąć i otoczyli jego łóżko. Po kilku minutach zaczęli opuszczać pomieszczenie, poza jednym lekarzem, który podszedł do nas.
- Trzeba było już dawno panią przyprowadzić, aby nasza gwiazdka się obudziła- szeroko się uśmiechnął i z takim wyrazem twarzy nas zostawił. Podeszłam do niego, siadając ponownie na łóżku. Rozglądał się niepewnie po sali, błądził wzrokiem, który ostatecznie skupił na mnie.
- Wróciłeś..już myślałam że nigdy się nie obudzisz. Marco ja wiem co zrobiłam, jak cię potraktowałam, nie dałam szansy. Chcę to naprawić, chcę abyśmy spróbowali- uniosłam kąciki ust patrząc na niego.
- Nie znam cię. Kim jesteś ?- zaskoczenie. Teraz to uczucie mi towarzyszyło, po tym co powiedział. Nie znam cię. Nie zna ? Przecież to nie możliwe !
- Marco, to ja Kasia- nadal patrzył kręcąc przecząco głową- Naprawdę nie wiesz kim jestem ? Nie pamiętasz naszego pierwszego spotkania ?  Naszych wakacji na Krecie ? Tego jak wyznaliśmy sobie miłość, jak mnie pocałowałeś- przypominając sobie te chwile zaczęłam płakać. Bałam się że on sobie tego nie przypomni, że to co było między nami, będzie tkwiło tylko w mojej pamięci.
- Chyba mylisz mnie z kimś innym. - odparł z zimnym spojrzeniem.
- Kto ją tu wpuścił ?!- usłyszałam jej głos. Jest tutaj.- Marco ?- szybko podbiegła do łóżka, spychając mnie z niego.
- Kochanie, jak się czujesz ?
- A ty kim jesteś ?- jej spojrzenie mówiło samo za siebie.
- Nie pamięta nikogo z nas, nie pamięta nic- oświadczyłam nie podnosząc wzroku.
- Marco, jestem twoją narzeczoną. Niedługo bierzemy ślub- zrozumiała jaką ma szansę, okazję. Nie pamięta nic, więc sama stworzy mu historię życia, taką jaką ona chce, a ja w niej nie odegram żadnej roli. Łukasz wziął mnie za rękę i szybko wyprowadził, widząc że się chwieje. Powróciły zawroty głowy, które towarzyszyły mi od kilku ostatnich dni. Przytuliłam się mocno do polskiego piłkarza i pozwoliłam sobie wypłakać wszystko to co leżało mi na sercu.
- On mnie nie pamięta !- krzyknęłam na cały głos, skupiając na sobie uwagę innych. Odsunęłam się od przyjaciela, opierając się o ścianę, głęboko oddychając.


( dwa tygodnie później )


Już nic nie będzie tak jak dawniej. Wróciłam do domu, ale w rzeczywistości chciałabym aby mnie nie było. Każda czynność jest dla mnie męcząca, nadal wszystko mnie boli, a najbardziej to serce. Ciągle mam w głowie jego słowa: Nie znam cie. Kim jesteś ? To wszystko obróciło się w złym kierunku. Przecież nie tak miało być. Obudził się, to jest ważne, ale nie pamięta nic ze swojego życia. Lekarz powiedział, że to może być trwała utrata pamięci. Nie przypomina sobie nawet tego, że jest piłkarzem. Zniszczyłam mu życie, karierę. Możliwe, że jakieś wydarzenie mogłoby przywrócić mu pamięć, ale musiałoby być ono najważniejsze dla Marco. Chłopcy z drużyny próbowali, pokazywali mu zdjęcia, nagrania, mecze, ale to nie pomogło.
- Mogę wejśc ?- zapytała tata stojąc w progu drzwi z kubkiem gorącej czekolady i ciastkami. Skinęłam głową i nadal przeglądałam zdjęcia z Krety, gdzie byłam tam razem z nim. Pierwsze sprzeczki o pokój, o dziewczyny, tak bardzo się nienawidziliśmy. Potem ta nasza rozmowa na moście, i pocałunek. Pocałunek, wyznanie sobie miłości. To było takie piękne. Jego kolejne próby walki o mnie, aż w końcu związałam się z Nurim. Kochałam Marco a związałam się z nim. To był błąd. Duży błąd. - Jak się czujesz ?
- Dobrze tato- wzięłam jedno ciasto, które ze smakiem zjadłam.- Jak Marco ? Wiesz coś ?
- Jest tak jak było. Wszyscy próbujemy ale to na nic. Jest tak jakby narodził się na nowo. To co było kiedyś już nie istnieje. Dobrze, że przynajmniej gra w piłkę tak jak dawniej- tata próbował rozluźnic atmosferę, ale zorientował sie że to nie pomogło- Może ciebie sobie przypomni jak z nim porozmawiasz ? Pokażesz mu te zdjęcia, może..
- Właśnie tato, może. Jak mam z nim porozmawiac ? Caroline mnie nie wpuści do ich domu
- Pójdź jutro ze mną na stadion. Tam sobie porozmawiacie.- dodał i wyszedł zostawiając mnie samą z tymi myślami.
Ciągle myślę o tym co powiedział tata. Dlaczego by nie spróbować takiego rozwiązania. Opowiem mu o tym co nas łączyło, co przeszliśmy razem.





Siedziałem w salonie na kanapie, przeglądając albumy, które dała mi Caro. Wszystko wydaje się takie, jakie mówi, ale mam dziwne przeczucie, że coś ukrywa przede mną. Jakąś część mojego wcześniejszego życia trzyma dla siebie. Tak jakby właśnie to wydarzenie miało wpływ na wszystko. Jeszcze ta dziewczyna ze szpitala. Gdy się obudziłem to ona była przy mnie, nie Caro. Też była pacjentką, więc co się stało ? Skąd się znaliśmy ? Mówiła o wspólnych wakacjach, o pocałunkach, o wyznawaniu sobie miłości. Kim dla mnie była ? Dziewczyną ? Łączyło nas coś poważniejszego? Za każdym razem gdy próbowałem podpytać o nią, Caro momentalnie zmienia temat, tak jak się bała. Może mam rację, że coś ukrywa przede mną. Okłamuje mnie.
Odłożyłem album i udałem się do sypialni w której moja narzeczona czytała książkę.
- Kim jest Kaśka ?!- powiedziałem stanowczo od progu czekając na jej wyjaśnienia. W jej oczach pojawił się strach, przerażenie.
- Uratowałeś ją i dzięki tobie żyje. Nic więcej- ucięła krótko.
- Kłamiesz ! Mówiła o wakacjach, o tym że ja...że ona..
- Chcesz prawdy ?! Jesteś pewny  ?! Proszę bardzo- podniosła głos- Tak, byliście razem. Dawno temu. Rozstaliście się bo cię zdradziła. Od tego czasu byliśmy razem, ale ona nie potrafiła tego zaakceptowac. Spotkaliście się w klubie, wyszliście na zewnątrz i ją uratowałeś mimo tego co ci zrobiła. Odepchnąłeś ją na bok, a sam rzuciłeś się pod nadjeżdżajacy samochód. Tyle. Teraz próbuje ci nakłamac bo chce do ciebie wrocic, a ty oskarżasz mnie że ja kłamię !
- Caro...przepraszam. Po prostu nie wiem kim jestem- podszedłem do niej, ująłem jej twarz w dłonie i pocałowałem czule. Czyli taka jest prawda. Kaśka to przeszłość, która nie powróci. Nie pozwolę jej zniszczyć mojego związku z Caro.



*

dziewczyny...tak mi strasznie głupio. tyle się ostatnio działo, że byłam przekonana, że dodałam rozdział. a nie dodałam. przepraszam z całego serca. wybaczcie mi to.
wiem, że jest do niczego, ale po pierwsze nie wiedziałam co napisac, a po drugie nie jestem u siebie, więc okoliczności nie sprzyjały mi w pisaniu.
pozdrawiam
czytasz ? komentuj :)

czwartek, 8 sierpnia 2013

XIII " To koniec. Przykro mi "

Czy dwa miesiące to dużo ? Jak wiele może się wydarzyć przez ten czas ? Okazuje się , że bardzo wiele. Najbardziej jednak zmieniają się ludzie. Dokładniej jedna osoba. Kasia Klopp. Zmieniła się nie do poznania. Czy sama chciała się zmienić? Nie. To ludzie ją zmienili. A właściwie znów jedna osoba. Mowa o słynnym Marco Reusie. To on sprawił że Kaśka już nie przypomina tej Kasi sprzed kilku tygodniu. Teraz jest nią zbuntowana dziewczyna, która nie słucha nikogo, idzie własnymi drogami i oddala się od najbliższych. Jurgen już stracił jakiekolwiek pomysły na dotarcie do córki. Nawet Nuri, który mimo tego wszystkiego co się wydarzyło, nadal jest jej chłopakiem, nie poznaje swojej dziewczyny. Jak to wszystko wygląda z boku ? Między Nurim a Marco panuje napięta atmosfera. Turecki zawodnik wini kolegę z drużyny za to co przytrafiło się młodej dziewczynie. Jurgen natomiast w drużynie nie traktuje inaczej młodego Niemca, ale już poza klubem jest dla niego oschły i nieprzyjacielski. A pro po Marco. Jak teraz wygląda jego życie ? Jest takie jakie prowadził przez większość życia. Ciągłe imprezy, mnóstwo alkoholu, nowe dziewczyny. I ten sam charakter. Arogancki, chamski i niemiły dla innych. Mimo że w głębi serca kocha córkę trenera z dnia na dzień coraz bardziej, to postanowił zniknąć z jej życia na dobre. Próbuje zapomnieć o niej, o wakacjach na Krecie. Dlatego oficjalnie oświadczył się Caroline. Po incydencie w jego mieszkaniu dotarło do niego, że już na dobre stracił Kasię, więc dlatego poprosił Caro by została jego żoną. Bez zwlekania przyjęła oświadczyny i na drugi dzień zaczęła planować ślub. Oboje wiedzą że nic ich nie łączy, a mimo to zamierzają się związać do końca życia.



- Kasia! Musimy poważnie porozmawiać !- rozległo się wołanie taty z kuchni. Dokończyłam makijaż i zbiegłam po drewnianych schodach na dół. Tata właśnie nalewał sok do dwóch szklanek, po czym usiadł an jednym z krzeseł, wskazując drugie na przeciw siebie. Rzuciłam torbę z książkami na podłogę, a następnie zajęłam wskazane miejsce. Upiłam łyk soku pomarańczowego, oparłam podbródek o zaciśnięte dłonie i patrzyłam na opiekuna.- Dzwonili ze szkoły. Kolejny raz nie pojawiłaś się na zajęciach. Można wiedzieć czemuż to ?
- Miałam ciekawsze zajęcie- moje słowa wywołały niezadowolenie na jego twarzy.
- Dziecko...co ty wyrabiasz ? W tym roku matura, a ty zamiast się sprężyc to opuszczasz szkołę, masz coraz gorsze oceny i ....
- Skończyłeś już swoje wywody ?! Czego ode mnie chcesz !? Wiesz, przez co ja teraz przechodzę ?! W szkole ludzie przyjaźnią się tylko ze mną ze względu na ciebie. Sławny tatuś, trener jednej z najlepszych drużyn w Europie. W dodatku  zakochałam się w mężczyźnie który mnie zranił jak nikt inny. Myślisz że Nuri jest w stanie mi pomóc się podnieść po tym ? Nie. Nawet go nie kocham. Jest przyjacielem, a to że jesteśmy parą to mój największy błąd. Nadal kocham Marco i nie wiem czy kiedyś przestanę. Widzisz jak mam ciężko ?! A ty ciągle tylko o szkole !- zakończyłam, a z oczu popłynęły gorzkie łzy. Wzięłam torbę i wybiegłam z domu, by być jak najdalej stąd.
 Po zajęciach znudzona opuściłam budynek szkoły i powolnym krokiem zmierzał ulicznym chodnikiem przed siebie. Po pokonaniu co najmniej czterystu metrów, zatrzymał się obok mnie samochód. Przed szybę wyglądał uśmiechnięty Nuri. Otworzył mi drzwi, a ja w milczeniu wsiadłam do pojazdu i postanowiłam z nim pojechać. Po kilkuminutowej przejażdżce zatrzymał się niedaleko domu, w którym mieszkam. Zgasił silnik, odpiął pasy, po czym odwrócił się w moją stronę, zarazem ujmując moją dłoń.
- Nie uważasz że pora porozmawiać ?
- O czym ?
- O tobie, o mnie. O nas. O Marco.
- NIE ! On dla mnie nie istnieje, rozumiesz ?! Nigdy więcej nie poruszaj jego tematu, przy mnie.
- Dobrze, przepraszam- skinął głową, po czym dodał- Wieczorem przyjadę po ciebie. Zabieram cię na kolację- posłałam mu delikatny uśmiech, po czym wysiadłam z samochodu i udałam się do domu. Taty jak zwykle nie było, więc przygotowałam sobie kanapki z którymi powędrowałam do swojego pokoju. Usiadłam wygodnie na krześle przy biurku i włączyłam swój komputer. Sprawdziłam Facebooka, inne strony oraz pocztę. Znudzona wyłączyłam sprzęt i ułożyłam się na łóżku. Co teraz robi ? Jest z nią ? Myśli czasami o mnie ? Nadal mnie kocha ? Zależy mu ? Zadawałam sobie pytania, a do oczu cisnęły się łzy. Tak bardzo mnie zranił, tak bardzo przez niego cierpiałam i cierpię nadal, a nie potrafię przestać myśleć o nim. Ciągle siedzi mi  w głowie, przez co nie mogę się skupić na niczym innym. Spojrzałam na ścienny zegar który wskazywał za kwadrans dziewiętnasta. Pobiegłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic, z szafy wyjęłam obcisłą, czerwoną sukienkę którą połączyłam z czarnymi szpilkami i skórzaną kurteczką. Punktualnie byłam gotowa i skierowałam się do drzwi, by przywitać Nuriego który właśnie zajechał na podwórze.
- Wyglądasz...- zamilkł i uważnie obejrzał moją sylwetkę- Cudownie. Jestem szczęściarzem, nie ma co.- wręczył mi bukiet kwiatów i obdarował pocałunkiem, który szybko przerwałam. Spojrzał zdezorientowany, a ja zaskoczona swoim postępowaniem oznajmiłam że idę wstawić kwiaty do wazonu i zaraz wracam. Po drodze stanęłam przed lustrem i przyglądałam się swojemu odbiciu. Trzeba to zakończyć, jak najprędzej, powiedziałam do siebie, odgarnęłam włosy, które opadały mi na ramiona i wróciłam do niego. Postanowiłam spędzić z nim ten wieczór, a po wszystkim zakończyć nasz nieudany- jak dla mnie- związek.
Przez cały pobyt w restauracji starałam się jakoś zacząć temat naszego związku, ale na marne szły moje próby. Nuri ciągle to poruszał inne zagadnienia, a ja w głowie obmyślałam inne strategie zerwania. Wiedziałam że to zniszczy naszą znajomość, ale nie mogę go okłamywać odnośnie moich uczuć do Niego.
- Kasia, słuchasz mnie ?
- Tak, tylko się zamyśliłam- odparłam i wzięłam kęs tortu lodowego.
- Może wpadniesz dzisiaj do mnie na noc- spojrzał na mnie, a mi serce podeszło do gardła. Tego się obawiałam. Prędzej czy później złożyłby mi taką propozycję.
 - Nuri....ja...- zaczęłam dukać. Mężczyzna spostrzegł moje zdenerwowanie, na co zaśmiał się pod nosem. Poczułam się delikatnie urażona jego zachowaniem. Spojrzałam oschle na niego, a on przewrócił oczami i oparł się o krzesło. Do restauracji przybyli nowi klienci, więc odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. Poczułam wewnętrzne ukłucie. Czułam jak znów moje serce zostaje rozerwane, jak znów cierpię. Kolejny raz przez niego. Objęci, szczęśliwie zakochani, szukali wzrokiem wolnego stolika. Ta chwila, ten moment, gdy nasze spojrzenia się spotykają. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę. Nie mogłam już tego znieść, jego widoku, jego oczu, więc wstałam od stolika, wzięłam torebkę do ręki i szybkim krokiem zmierzałam w stronę drzwi, a co za tym idzie w jego kierunku.
- Kasia, zaczekaj!- podbiegł do mnie Nuri, zaskoczony tym co się dzieje i ani słowem wyjaśnień z mojej strony
- Nuri...- spojrzałam  w jego błyszczące oczy i nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Każde wymawiane słowo przychodziło mi  z ogromną trudnością.- To koniec. Przykro mi.- wszyscy patrzyli na nas. Dosłownie wszyscy: pracownicy, klienci i Oni,  a właściwie to On. Zignorowałam to i podeszłam do wyjścia,  a  po chwili stałam już na zewnątrz. Rozejrzałam się wokół i sięgnęłam do torebki po telefon, aby zadzwonić po taksówkę.
Na swoich ramionach poczułam czyjeś dłonie. Już kiedyś poczułam ten dotyk, tak delikatny i swobodny. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam Go. Oczy nie połyskiwały tak jak pamiętam, lecz były matowe i zmęczone. Nie uśmiechał się, lecz wpatrywał się we mnie, a ja jak zahipnotyzowana stałam w miejscu. Przybliżył się nieznacznie, kładąc rękę na mojej talii a drugą gładził mój zarumieniony policzek.. To był jeden z tych momentów, którym nie mogłam się oprzeć i nigdy nie protestowałam  w jego poczynaniach. Jednak pora by to zmienić, zmienić nastawienie do Marco Reusa.
- Przestań !- odepchnęłam go od siebie- Dlaczego to robisz ?! Dlaczego pozwalasz mi na to bym ciągle cię kochała ?! Dlaczego tak cholernie mnie ranisz ?! Sprawia ci to przyjemność czy...
- Kocham cię, dlatego. Wiem...wiem że cię ranię, ale co mam zrobić ? Myślałem że jeśli ożenię się z Caro, to ty i ja ... że to będzie definitywny koniec. Myślałem...że w ten sposób zapomnisz o mnie.
- To źle myślałeś ! Bo ja cię kocham kretynie i nie umiem przestać ! - i pobiegłam przed siebie, choć bieganie w szpilkach nie należało do łatwych zadań.


- Też cię kocham...lecz nie mogę być z tobą...- odparłem sam do siebie. Stałem z rękoma schowanymi  w kieszeniach, patrząc jak moja miłość życia oddala się, a z każdym metrem drogi zwalnia i idzie powoli wzdłuż ulicy. Myślałem by pobiec za nią, ale to było by bezsensowne. Bo po co ? Nie powiem jej nic nowego poza tym, że ją kocham, lecz ona to wie.
Po kilku minutach sterczenia na zewnątrz restauracji, wszedłem do środka. Spojrzałem na Sahina, który w samotności popijał kolejne to kieliszki alkoholu. Przecież to nie jego wina, że się rozstali, tylko moja. Ja kolejny raz zawiniłem, niszcząc im życie. Zmierzwiłem włosy i dostrzegłem Caroline, która niecierpliwie mnie wyczekiwała. Usiadłem przy stoliku i czekałem na zamówione przez narzeczoną danie. Po godzinie opuściliśmy lokal i wróciliśmy do naszego mieszkania. Zdjąłem marynarkę rzucając ją na kanapę i powędrowałem pod prysznic. Orzeźwiłem swoje ciało i udałem się do sypialni, gdzie czekała już na mnie zdenerwowana Caro.
- Możesz mi łaskawie wytłumaczyć co to było ?!- odparła rzucając książkę na podłogę
- O co ci znowu chodzi ?
- O tę sukę o której ciągle myślisz !
- Uważaj sobie na słowa ! Odpowiedz mi na jedno pytanie- usiadłem na łóżku przyglądając się blondynce- Dlaczego przyjęłaś moje oświadczyny?
- Jak to dlaczego ? Kocham cię, skarbie- zaśmiałem się na jej słowa
- Caro...przecież oboje wiemy że nic nas nie łączy. Doskonale wiesz że kocham Kaśkę, że kiedyś cię zostawię dla niej. Ty mnie nie kochasz, kochasz moje pieniądze.
- Jak tak możesz mówić ?! Kocham ciebie bez względu na to ile masz na koncie ! I nigdy nie pozwolę ci odejść do tej gówniary !
- To się zobaczy- przeszukiwałem szafę w poszukiwaniu ubrań
- Co ty robisz ?
- Ubieram się i wychodzę. Nie wiem kiedy wrócę- dodałem już z przedpokoju i wyszedłem z mieszkania. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku domu Klopp'ów.
Zaparkowałem na podjeździe i pobiegłem do drzwi, dzwoniąc dzwonkiem. Otworzył mi trener zaskoczony moją wizytą, zwłaszcza o tak późnej porze.
- Marco..co ty tutaj...
- Ja do Kasi- odparłem szybko, robiąc krok do przodu by wejść, ale Jurgen mnie powstrzymał barykadując drzwi swoją ręką.
- Nie ma jej!
- Nie ma jej w ogóle, czy nie mam jej dla mnie ?!
- Nie ma jej w domu, a nawet gdyby była i nie pozwoliłbym ci się z nią spotkać.
- Wiem...znienawidził mnie pan, ale..
- Marco, to nie prawda ! Nie chcę by moja córka znowu przez ciebie cierpiała .
- Kocham ją, a ona mnie, Czy tak ciężko to zrozumieć ?
- Rozumiem to, ale wy nie pasujecie do siebie. Poza tym ona już kogoś ma
- Już nie. Ja się nie poddam. Zrobię wszystko by z nią być !- powiedziałem i ruszyłem do samochodu. Nie miałem ochoty wracać do domu, więc postanowiłem odwiedzić ulubiony klub.
Przecisnąłem się przez tłum ludzi, docierając do wolnego miejsca przy ladzie. Zamówiłem sobie jednego drinka. Postanowiłem się zabawić, a samochód zostawię na parkingu, jutro po niego wracając. Wypiłem już trochę, przez co byłem wyraźnie rozweselony i podrywałem wszystkie dziewczyny, które napotkałem na drodze. Uwagę przykuła jedna dziewczyna, która wyginała się na parkiecie w rytm pogrywającej klubowej muzyki. Podszedłem bliżej niej, obejmując od tyłu, prawiąc komplementy. Chichotała, a po chwili odwróciła się w moją stronę. To była...
- Kaśka !? Co ty robisz w takim miejscu !? Jesteś pijana !- złapałem ją za nadgarstek ciągnąc do wyjścia. Wyrwała mi się jednak.
- Odwal się raz na zawsze !- wykrzyczała i wybiegła z lokalu. Tym razem postanowiłem nie odpuszczać i ruszyłem za nią.  Szła w stronę drogi, nieco się chwiejąc po wypitym alkoholu. Zobaczyłem szybko jadący pojazd w jej stronę, a ona nawet nie zamierzała się zatrzymać
- KAŚKAAAA !- krzyknąłem zasłaniając ją swoim ciałem i odpychając ją na chodnik. Usłyszałem tylko pisk hamującego samochodu. Ciemność. Straciłem kontakt z rzeczywistością...



Miał być za dwa tygodnie ale udało mi się napisać go szybciej. Mam nadzieję że nie zawiodłam i choć trochę zaciekawiłam treścią. 
Pozdrawiam

Czytasz ? Komentuj ! 

Obserwatorzy