Szłam przed siebie. Byłam niczym w transie. Nogi same mnie niosły,
nie współgrając z mózgiem. Obraz był zamazany, oczy nie potrafiły
patrzeć, powieki same opadały i z przymusu je unosiłam. W tle dobiegał
głos, a właściwie krzyk wymawianego mego imienia. Pojedyncze słowa.
Kaśka. Stój. Uważaj. Głośne trąbienie, pisk opon. Ktoś mnie ciągnie do
tyłu, obejmuje ramionami, odpycha na betonowy chodnik. Upadam uderzając
głową o niego i wszystko się kończy. Gdy moje oczy się otwierają prawie
nic nie widzę. Mrugające światła, wycie syren i głosy tutejszych ludzi.
Próbuję odwrócić głowę, ale ból przeszywający moje obolałe ciało mi to
uniemożliwia. Nosze się unoszą ku górze i zmierzam do wnętrza karetki.
Nieznacznie przechylam głowę w bok i wyraźnie widzę tylko kałużę krwi.
Dłonią dotykam głowy i spoglądam na nią. Nie jest poplamiona ani dłoń,
ani reszta ciała. To nie moja krew. To krew...
- MARCOOO !!!!-
wykrzykuję na cały głos i prędko siadam na łóżku. Moje gwałtowne ruchy
wywołują włączenie się szpitalnych urządzeń, a ich dźwięk drażni moje
uszy. Rzucam się po całym łóżku, aż upadam i tylko rękoma uderzam o
pościel i z całej siły zgniatając ją w dłoniach. Widzę tylko kobietę w
białym fartuchu o nieprzyjaznych rysach twarzy, która wstrzykuje w moje
ciało jakąś substancję, która w szybkim czasie unieruchamia moje ciało, a
mój umysł przestaje pracować. Powieki są coraz cięższe. Zasypiam.
Powoli
trzepotałam rzęsami wpatrując się w nieskazitelnie biały sufit. Staram
się usiąść ale wiem że to nie możliwe. Każda cześć mojego ciała jest
poobijana, i nawet środki przeciwbólowe nie przynoszą ulgi. Spoglądam
wokół i widzę znajome twarze. Tata, Ewa, Blanka i Nuri. Otoczyli moje
łóżko i przyglądają mi się, uśmiechają się w moim kierunku. Próbuję
sobie coś przypomnieć, ale staje się to dla mnie nadzwyczaj trudne.
Pamiętam że byłam na kolacji z której uciekłam. Później poszłam do
klubu, a gdy wyszłam wbiegłam na ulicę i uratował mnie...
-
MARCOOO!!!- z każdą sekundą przypominam sobie cały wypadek. To jak mnie
wołał, starał zatrzymać, aż w końcu osłonił moje ciało i odepchnął.
Czuję jak mocno zaciskam dłonie Nuriego i taty. Ten cicho szepcze,
głaszcze moją twarz zlaną potem przerażenia.- Co z nim ?! Muszę go
zobaczyć ! Przeprosić ! Podziękować !
- Mała...spokojnie. Żyje, ale nie możesz się z nim widzieć.
- Ale muszę...on musi wiedzieć że ja, że on, że my...
-
Skarbie...- tata mocniej zacisnął moją dłoń. Już w tym momencie
wiedziałam, że nie usłyszę niczego dobrego. Znałam ten wyraz twarzy, te
gesty, te głębokie oddechy.
- Tato..?
- Nie denerwuj się
dobrze ? Marco. On się jeszcze nie wybudził, ale to nic nie znaczy,
wiesz ? Wyjdzie z tego, nic mu nie będzie. Wkrótce porozmawiacie ze
sobą. Nie jest sam, chłopcy czuwają przy nim, a my przy tobie. Będzie
dobrze.- mówił głaszcząc moje ciało.
- Wyjdźcie, wszyscy, proszę.-
oświadczyłam odwracając twarz w kierunku szklanej szyby tutejszego
okna. Poczułam jak moje ręce zostają uwolnione z uścisków, ja ucichają
kroki wychodzących osób. Jestem sama. Byłam roztrzęsiona, nie mogłam pogodzić się z tym, że przeze mnie Marco tak bardzo cierpi.
Potraktowałam go tak okropnie, a on mimo wszystko był gotów poświecić
swoje życie by mnie uratować. A co jeśli on..jeśli się nie wybudzi? Boże
! Nie. Nie mogę nawet tak myśleć.
Tak właśnie mijały każde
kolejne dni. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie odwiedzał, chciałam być
teraz sama, życ w całkowitej odosobnionej samotności. Potrzebowałam
tego. Nie mogłam już znieść tych słów pocieszenia, że wszystko będzie
dobrze, że wszystko się ułoży, bo wiem że nie będzie. Pomyśleć, że
mogliśmy być teraz razem. Tyle że tak nie jest, bo jak zwykle musiałam
się unieść honorem. Co teraz będzie z Marco ? Co będzie z nami ? Wybaczy
mi to co zrobiłam, czy znienawidzi mnie do końca życia ?
Odpięłam
wszystkie aparatury, do których byłam podpięta i powoli zeszłam z
łóżka. Czułam jak świat wiruje mi przed oczami, widzę podwójnie. Mimo to
wiedziałam, że muszę tam pójść, zobaczyć go. Powolnym krokiem, ciągle
opierając się o ścianę podeszłam do recepcji zapytać gdzie w ogóle
znajduje się Marco.
- Przepraszam, w której sali przebywa Marco Reus ?- zapytałam wymuszając przyjacielski uśmiech w kierunku młodej pielęgniarki.
- Sala 34- odparła ponownie wracając do papierkowej roboty.
Im
bliżej byłam jego sali tym bardziej nasilały się bóle głowy,
spowodowane zapewne stresem przed tym co się wydarzy. Zacisnęłam mocno
dłonie, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Leżał cały czas
nieprzytomny, blady jak tutejsze ściany, nieświadom co się dzieje. Obok
siedział Łukasz z Matsem, którzy cierpliwie czuwali przy przyjacielu. Na
mój widok szybko wstali i pomogli mi usiąść na jednym z krzeseł.
-
Kasia, tobie nie wolno chodzić, musisz leżeć- odparł troskliwie
Piszczek siadając obok i obejmując mnie ramieniem, całując w czubek
głowy. Mieliśmy ze sobą doskonały kontakt. Droczyliśmy się ze sobą, ale
był mi bliską osobą razem z Ewą. Zawsze byli ze mną, gdy coś się działo,
i tak jest teraz.
- Wiem, ale musiałam go zobaczyć. Powiedz mi...obiecaj...że on nie umrz...
-
Cii..Kasia, nie. Wyjdzie z tego, zobaczysz. Już niedługo.- jeszcze
mocniej mnie objął, a po chwili to samo zrobił Mats który przez ten czas
milczał. Otarłam policzki z łez i usiadłam na skraju łóżka. Ujęłam jego
dłoń, taką bezwładną. Trzymałam ją, mając nadzieję że on to czuje, wie
że jestem przy nim.
- Kocham cię, proszę nie odchodź- wydukałam
przez łzy, który znów pojawiły się w moich oczach. Łukasz trzymał dłonie
na moich ramionach, dając mi poczucie bezpieczeństwa. W tym momencie
stało się coś na co liczyłam. Aparatury zaczęły wydawać dźwięki, a do
sali wbiegli lekarze. Kazali się odsunąć i otoczyli jego łóżko. Po kilku
minutach zaczęli opuszczać pomieszczenie, poza jednym lekarzem, który
podszedł do nas.
- Trzeba było już dawno panią przyprowadzić, aby
nasza gwiazdka się obudziła- szeroko się uśmiechnął i z takim wyrazem
twarzy nas zostawił. Podeszłam do niego, siadając ponownie na łóżku.
Rozglądał się niepewnie po sali, błądził wzrokiem, który ostatecznie
skupił na mnie.
- Wróciłeś..już myślałam że nigdy się nie
obudzisz. Marco ja wiem co zrobiłam, jak cię potraktowałam, nie dałam
szansy. Chcę to naprawić, chcę abyśmy spróbowali- uniosłam kąciki ust
patrząc na niego.
- Nie znam cię. Kim jesteś ?- zaskoczenie. Teraz
to uczucie mi towarzyszyło, po tym co powiedział. Nie znam cię. Nie zna
? Przecież to nie możliwe !
- Marco, to ja Kasia- nadal patrzył
kręcąc przecząco głową- Naprawdę nie wiesz kim jestem ? Nie pamiętasz
naszego pierwszego spotkania ? Naszych wakacji na Krecie ? Tego jak
wyznaliśmy sobie miłość, jak mnie pocałowałeś- przypominając sobie te
chwile zaczęłam płakać. Bałam się że on sobie tego nie przypomni, że to
co było między nami, będzie tkwiło tylko w mojej pamięci.
- Chyba mylisz mnie z kimś innym. - odparł z zimnym spojrzeniem.
- Kto ją tu wpuścił ?!- usłyszałam jej głos. Jest tutaj.- Marco ?- szybko podbiegła do łóżka, spychając mnie z niego.
- Kochanie, jak się czujesz ?
- A ty kim jesteś ?- jej spojrzenie mówiło samo za siebie.
- Nie pamięta nikogo z nas, nie pamięta nic- oświadczyłam nie podnosząc wzroku.
-
Marco, jestem twoją narzeczoną. Niedługo bierzemy ślub- zrozumiała jaką
ma szansę, okazję. Nie pamięta nic, więc sama stworzy mu historię
życia, taką jaką ona chce, a ja w niej nie odegram żadnej roli. Łukasz
wziął mnie za rękę i szybko wyprowadził, widząc że się chwieje.
Powróciły zawroty głowy, które towarzyszyły mi od kilku ostatnich dni.
Przytuliłam się mocno do polskiego piłkarza i pozwoliłam sobie wypłakać
wszystko to co leżało mi na sercu.
- On mnie nie pamięta !-
krzyknęłam na cały głos, skupiając na sobie uwagę innych. Odsunęłam się
od przyjaciela, opierając się o ścianę, głęboko oddychając.
( dwa tygodnie później )
Już nic nie będzie tak jak dawniej. Wróciłam do domu, ale w rzeczywistości chciałabym aby mnie nie było. Każda czynność jest dla mnie męcząca, nadal wszystko mnie boli, a najbardziej to serce. Ciągle mam w głowie jego słowa: Nie znam cie. Kim jesteś ? To wszystko obróciło się w złym kierunku. Przecież nie tak miało być. Obudził się, to jest ważne, ale nie pamięta nic ze swojego życia. Lekarz powiedział, że to może być trwała utrata pamięci. Nie przypomina sobie nawet tego, że jest piłkarzem. Zniszczyłam mu życie, karierę. Możliwe, że jakieś wydarzenie mogłoby przywrócić mu pamięć, ale musiałoby być ono najważniejsze dla Marco. Chłopcy z drużyny próbowali, pokazywali mu zdjęcia, nagrania, mecze, ale to nie pomogło.
- Mogę wejśc ?- zapytała tata stojąc w progu drzwi z kubkiem gorącej czekolady i ciastkami. Skinęłam głową i nadal przeglądałam zdjęcia z Krety, gdzie byłam tam razem z nim. Pierwsze sprzeczki o pokój, o dziewczyny, tak bardzo się nienawidziliśmy. Potem ta nasza rozmowa na moście, i pocałunek. Pocałunek, wyznanie sobie miłości. To było takie piękne. Jego kolejne próby walki o mnie, aż w końcu związałam się z Nurim. Kochałam Marco a związałam się z nim. To był błąd. Duży błąd. - Jak się czujesz ?
- Dobrze tato- wzięłam jedno ciasto, które ze smakiem zjadłam.- Jak Marco ? Wiesz coś ?
- Jest tak jak było. Wszyscy próbujemy ale to na nic. Jest tak jakby narodził się na nowo. To co było kiedyś już nie istnieje. Dobrze, że przynajmniej gra w piłkę tak jak dawniej- tata próbował rozluźnic atmosferę, ale zorientował sie że to nie pomogło- Może ciebie sobie przypomni jak z nim porozmawiasz ? Pokażesz mu te zdjęcia, może..
- Właśnie tato, może. Jak mam z nim porozmawiac ? Caroline mnie nie wpuści do ich domu
- Pójdź jutro ze mną na stadion. Tam sobie porozmawiacie.- dodał i wyszedł zostawiając mnie samą z tymi myślami.
Ciągle myślę o tym co powiedział tata. Dlaczego by nie spróbować takiego rozwiązania. Opowiem mu o tym co nas łączyło, co przeszliśmy razem.
Siedziałem w salonie na kanapie, przeglądając albumy, które dała mi Caro. Wszystko wydaje się takie, jakie mówi, ale mam dziwne przeczucie, że coś ukrywa przede mną. Jakąś część mojego wcześniejszego życia trzyma dla siebie. Tak jakby właśnie to wydarzenie miało wpływ na wszystko. Jeszcze ta dziewczyna ze szpitala. Gdy się obudziłem to ona była przy mnie, nie Caro. Też była pacjentką, więc co się stało ? Skąd się znaliśmy ? Mówiła o wspólnych wakacjach, o pocałunkach, o wyznawaniu sobie miłości. Kim dla mnie była ? Dziewczyną ? Łączyło nas coś poważniejszego? Za każdym razem gdy próbowałem podpytać o nią, Caro momentalnie zmienia temat, tak jak się bała. Może mam rację, że coś ukrywa przede mną. Okłamuje mnie.
Odłożyłem album i udałem się do sypialni w której moja narzeczona czytała książkę.
- Kim jest Kaśka ?!- powiedziałem stanowczo od progu czekając na jej wyjaśnienia. W jej oczach pojawił się strach, przerażenie.
- Uratowałeś ją i dzięki tobie żyje. Nic więcej- ucięła krótko.
- Kłamiesz ! Mówiła o wakacjach, o tym że ja...że ona..
- Chcesz prawdy ?! Jesteś pewny ?! Proszę bardzo- podniosła głos- Tak, byliście razem. Dawno temu. Rozstaliście się bo cię zdradziła. Od tego czasu byliśmy razem, ale ona nie potrafiła tego zaakceptowac. Spotkaliście się w klubie, wyszliście na zewnątrz i ją uratowałeś mimo tego co ci zrobiła. Odepchnąłeś ją na bok, a sam rzuciłeś się pod nadjeżdżajacy samochód. Tyle. Teraz próbuje ci nakłamac bo chce do ciebie wrocic, a ty oskarżasz mnie że ja kłamię !
- Caro...przepraszam. Po prostu nie wiem kim jestem- podszedłem do niej, ująłem jej twarz w dłonie i pocałowałem czule. Czyli taka jest prawda. Kaśka to przeszłość, która nie powróci. Nie pozwolę jej zniszczyć mojego związku z Caro.
*
dziewczyny...tak mi strasznie głupio. tyle się ostatnio działo, że byłam przekonana, że dodałam rozdział. a nie dodałam. przepraszam z całego serca. wybaczcie mi to.
wiem, że jest do niczego, ale po pierwsze nie wiedziałam co napisac, a po drugie nie jestem u siebie, więc okoliczności nie sprzyjały mi w pisaniu.
pozdrawiam
czytasz ? komentuj :)