Czy pół roku to dużo ? Zależy dla kogo.
Właśnie minęło pół roku
odkąd wyznali sobie miłość. Od tamtej pory są oficjalną parą. Są razem
zawsze i wszędzie. Nie widzą świata poza sobą, bo właśnie taka jest
miłość. Oślepia Cię, a Ty widzisz wyłącznie tę jedną osobę dzięki której
istniejesz. Jest Twoim powietrzem, unosi Cię ponad ziemią.
Właśnie
dzisiaj nadszedł ten upragniony przeze mnie dzień. Już za kilka godzin
otrzymam świadectwo i skończę szkołę. Przyznaję się, że jestem z siebie
dumna jak nigdy dotąd. Właściwie czuję, że inni też cieszą się z mojego
sukcesu. Zwłaszcza tata, Nuri i oczywiście On. To dzięki niemu stanęłam
na nogi, podał mi dłoń bym powstała i odmienił moje życie. Rozpoczęłam
nowy etap u jego boku. Poznałam co to znaczy kochać i być kochanym.
Spojrzałam
na zegar, który wskazywał równą godzinę dziesiątą. Czyli pozostała już
tylko godzina do tej wyjątkowej chwili. Tata i Nuri obiecali, że pojawią
się na ceremonii rozdania świadectw a będzie mi przy tym towarzyszył
oczywiście Marco. Śmiało można powiedzieć, że bardziej przeżywa to
wszystko niż ja sama. Poprawiając makijaż, rozległ się donośny dźwięk
dzwonka do drzwi, więc uradowana pobiegłam otworzyć. W progu stał Marco,
lecz nie widziałam jego twarzy, którą zasłaniał olbrzymi bukiet czerwonych róż.
- Piękne- odparłam odbierając podarunek, który
prędko odniosłam do pokoju wstawiając do wazonu, który wcześniej
napełniłam zimną wodą.
- Ale nie piękniejsze od ciebie-
dopowiedział podchodząc do mnie i przytulając mnie od tyłu.- Jestem
największym szczęściarzem na świecie.
- Serio, dlaczego ?
-
Bo mam ciebie- odpowiedział, po czym nie pozwolił wymówić mi już ani
jednego słowa, zamykając mi usta namiętnym pocałunkiem. To było miłe,
nawet bardzo, ale to nie była odpowiednia pora na tego typu zabawy.
Powinniśmy już wyjeżdżać, a nie się obściskiwać na środku korytarza.
Widocznie jemu to kompletnie nie przeszkadzało, bo w ciągu zaledwie
kilku sekund pozbył się swojej marynarki i dobrał się do zamka mojej
sukienki.
- Marco, co ty wyrabiasz ?- z wielkim trudem przerwałam nasz pocałunek
- Jak to co kochanie ? Chcę się z tobą kochać- i zaczął się szczerzyc jak tylko on potrafi.
-
Ty chyba sobie żartujesz ?! Musimy jechać !- odsunęłam się od niego,
zapewne sprawiając mu tym przykrość i wręczyłam mu jego marynarkę.
-
Nic nie musimy ! Jesteśmy wolni- odkąd jesteśmy razem poznawałam go
każdego dnia. I właśnie teraz doświadczyłam tego jak bardzo upartym jest
mężczyzną i że zawsze stawia na swoim. Nie reagował na moje protesty
tylko najzwyczajniej w świecie zaczął znów mnie całować. Tylko, że te
jego pocałunki były coraz to odważniejsze, bardziej natarczywe.
Trzymając dłonie na moich pośladkach prowadził mnie prosto do salonu, a
już po chwili leżeliśmy na kanapie. Czułam na sobie ciężar jego ciała,
jego dłonie na mnie.
- Marco. Proszę cię nie teraz. Spóźnimy się.
- Ale ja chcę teraz- spojrzał na mnie ze smutkiem
- A co ty dziecko jesteś, że jak chcesz lizaka to musisz go dostać ?
- Lizaczek też może być, czemu by nie
- Ja ci dam zaraz lizaczka...
- Nie mogę się doczekać.
- Reus, złaź ze mnie ! Natychmiast.
-
Myślałem, że chcesz- udając obrażonego zapinał swoją koszulę.- Nie no !
Pewnie, że chcesz, ale udajesz, że nie chcesz. Nie wytrzymasz.
Wymiękniesz. W końcu sama powiesz, abyśmy to zrobili- mówił z miną
cwaniaka
- Ja wymięknę ? Proszę cię- przewróciłam oczami- Nigdy. Prędzej Ty.
- Dobra! Załóżmy się.
- O co ?
- Jeśli przegrasz, pójdziesz ze mną do łóżka, a jeśli wygrasz .. też pójdziesz ze mną do łóżka.
- To bezsensu. Czy ja wygram czy ty i tak wylądujemy w łóżku.
- I o to skarbie mi chodzi- zaśmiał się całując mnie w policzek.- Kocham cię, bardzo cię kocham
- Wariat !
- Ale zakochany w Tobie po uszy - krzyczał na cały głos gdy zmierzaliśmy do jego samochodu.
Patrzyłem
jak nerwowo przebiera palcami, potrząsa włosami, które opadały jej na
ramiona, jak trzęsą się jej nogi, zakryte do kolan czarną spódnicą.
Chwilami zerkała w moją stronę, wzrokiem szukała Kloppa, który siedziała
dwa rzędy dalej ode mnie. W końcu dyrektor wymówił jej imię zapraszając
na środek. Podeszła niepewnie, podała dłoń i z świadectwem i dyplomami
usiadła ponownie na swoim miejscu, biorąc głęboki wdech. Po około
czterdziestu minutach wszystko dobiegło końca a zgromadzenie udali się w
stronę wyjścia.
- Skończyłam szkołę !- zawołała rzucając mi się
na szyję, a ja wraz z nią zrobiłem kilka obrotów. Cieszyłem się w raz z
nią. To było dla mnie wspaniałe uczucie móc patrzeć na jej szczery
uśmiech, zwłaszcza, że jeszcze nie dawno mogłem ją stracić na zawsze.
Teraz to już nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Zaczęliśmy wszystko
od nowa i jak na razie wszystko zmierza w jak najlepszą stronę.
- Jestem z ciebie dumny. Bardzo, bardzo dumny.
-
Moja mała dziewczynka- Jurgen podszedł wyściskać swoją jedyną pociechę.
Patrząc na nich przez chwilę pomyślałem, że może za kilkanaście lat to
właśnie ja i Kasia będziemy gratulować naszym dzieciom. Chciałbym tego.-
Koniec tych czułości, nie chcę ci wstydu zrobić - zaśmiał się w stronę
córki- Marco, wiesz co robić. - poklepał mnie po ramieniu i odszedł wraz
z Nurim, który w między czasie rozmawiał z czarnowłosą.
- Już
tak nie patrz. Za chwilę zrozumiesz- oświadczyłem widząc jej pytające
spojrzenie. Objąłem ją ramieniem i prowadziłem do wyjścia, lecz chwile
nam to zajęło przez zaciekawienie ludzi , spowodowane moją obecnością.
Rozdałem kilka autografów i chciałem stąd wyjść, bo w dzisiejszym dniu
to Kasia jest najważniejsza. Właściwie co ja mówię, ona zawsze jest
najważniejsza.
Przez ponad pół godziny jeździliśmy po ulicach
Dortmundu w tę i z powrotem. Kaśka, jak na swój charakter, zaczęła się
coraz bardziej denerwować, ciągle marudziła, ale musiałem to znieść bo
takie było moje zadanie. Jak najdłużej zatrzymać ją poza domem, by
pozostali mieli czas na przygotowanie wszystkiego. Moje i jej męki
skrócił trener przysyłając mi wiadomość byśmy wracali. Uśmiechnąłem się
szeroko do ukochanej, na co ta zareagowała mało optymistycznie. Była na
mnie zła o to wszystko. Powinienem raczej twierdzić że jest wręcz
wściekła, a nie zła. Ale czego się nie znosi w imię miłości ?
-
Co ja ci zrobiłam, że się tak nade mną znęcasz ? To za to co było rano
?- stanęła na środku chodnika prowadzącego do schodów domu. Podszedłem z
nieśmiałym uśmieszkiem na twarzy, objąłem ją, spojrzałem w oczy i
pocałowałem. - Nienawidzę cię, Reus !
- Za co ?!!
- Bo nie potrafię ci się oprzeć- pociągnęła mnie za kołnierz koszuli, delikatnie całując.- Chodź do mnie. Jestem zmęczona.
Czasami,
będąc z nim, zastanawiałam się, czy podjęłam słuszną decyzję wiążąc się
z nim. Bałam się, że może nam się nie udać, będziemy się kłócić,
zdradzać, oszukiwać. Lecz tego nie ma i zapewne nigdy nie będzie. To
wspaniałe uczucie, gdy wiesz, że gdzieś na Ziemi jest ktoś dla kogo
jesteś całym światem. Teraz śmiało mogę powiedzieć całemu światu, że
jest szczęśliwa, bo jestem zakochana. I to nie w byle kim, bo w tym
jednym jedynym Marco Reusie. Moim blondynie z Borussi.
- Stój !-
zawołał, gdy chwyciłam za klamkę drzwi wejściowych.- Przepraszam, ale
muszę zasłonić ci oczy. I tylko nie krzycz. To niespodzianka- byłam tak
zmęczona, że nie miałam siły protestować. Pozwoliłam sobie zasłonić oczy
i zaufałam mu, by mnie prowadził.- Już.
To była najlepsza
niespodzianka, jaką ktokolwiek mi zrobił. Wszędzie wisiały balony,
wstążki, na stole leżały paczki z prezentami, a na środku stali
uśmiechnięci i zadowoleni z siebie, moi przyjaciele: Nuri, Mats i
Blanka, Ewa i Łukasz i oczywiście mój kochany tata.
- Jesteście najlepsi - podziałałam ze łzami w oczach, lecz łzami szczęścia
- Wiemy- Mats wyprężył się biorąc wszystkie moje pochwały do siebie.
-
To było do nas wszystkich, a nie tylko do ciebie, matołku- Piszczek
trzasnął go w głowę, na co ten tylko jęknął wprawiając nas w śmiech.
W tak doborowym towarzystwie spędziliśmy dobre trzy godziny a zabawy i świętowania nie było końca.
- Marco, powiedziałeś o tym co najważniejsze ?- zapytał Łukasz
- Właśnie ?!- wtórował mu rozweselony Hummels
- Nie.
- To mów !
-
Kasia, chodź tu do mnie- wziął mnie na kolana, objął i wpatrywał się we
mnie, co zaczęło mnie krepować.- Jest jeszcze jedna niespodzianka dla
ciebie. Teraz czekają cię długie wakacje, na których musisz odpocząć, i
ja tego dopilnuję.
- Reus...nie zanudzaj- burzył się Mats
- Zamknij się- Marco nie był gorszy, odgryzając mu się.
-
Więc...Kasia... Chciałem, aby te wakacje były dla ciebie wyjątkowe.
Zwłaszcza że będą to nasze pierwsze wspólne wakacje. W związku z tym,
że liga dobiega końca, to po zakończeniu zabieram cię tam, gdzie to
wszystko się zaczęło. Zabieram cię na Kretę-i kolejny raz mnie
pocałował.
- Hmmm- Mats dzisiejszego wieczoru był niezastąpiony ciągle dorzucając coś od siebie
- Przepraszam. Zabieramy cię na Kretę- poprawił się Marco - Niestety ta cała zgraja też jedzie- zwrócił się w ich stronę.
- Wypraszamy sobie. W sypialni nie będziemy wam przeszkadzać.
- Bo oboje będą spać w osobnych pokojach- wtrącił się tym raza mój kochany tata
- Ależ pan naiwny- Nuri widząc zachowanie Hummelsa zabrał mu jego kieliszek co spotkało się z jego niemałym oburzeniem.
- Nuri, daj mi to co mi zabrałeś !
- Nie ma mowy. Już się nieźle urządziłeś.
- Dawaj !
- Nie !!- przez dobre kilka minut się tak kłócili.
- Chodź, dokończymy to co zaczęliśmy rano. - szeptał mi Marco do ucha
- A zakład ?- pytałam kołysząc się na jego kolanach
-
Mam gdzieś zakład. Chcę się z tobą kochać- pod nieuwagę wszystkich
zaniósł mnie na rękach do mojego pokoju, gdzie w końcu pozostaliśmy
sami...
tak jak obiecałam, oddaję tydzień wcześniej rozdział do Waszej oceny. co wyszło to sama nie wiem, bo niestety pisane na szybko. jeśli zawiodłam czymkolwiek to bardzo przepraszam. kiedy kolejny to nie wiem, może też uda mi się za tydzień, ale nie obiecuję.
Do następnego !
Pozdrawiam, Pyśka
czytasz ? zostaw po sobie ślad w postaci komentarza ! dziękuję <3
wtorek, 15 października 2013
wtorek, 8 października 2013
Rozdział XVII " Właśnie taki jest Marco Reus "
Mijały kolejne dni od ostatnich wydarzeń, ale nic nie zapowiadało, by
życie zakochanych w sobie ludzi, choć trochę się polepszyło. Ich
stosunki zanikły całkowicie, bo właściwie to Marco Reus zrezygnował ze
wszelkich starań. Kocha ją, w to nie można wątpić, lecz nie jest na
siłach by walczyć. Próbował się zbliżyć do dziewczyny, ale każda próba
związana była z odtrąceniem, a jemu sprawiało to ból. Cierpiał mogąc być
przy niej, ale nie mogąc jej mieć przy sobie. A teraz gdy jest z dala
od niej cierpi jeszcze bardziej. Cierpią oboje, tęsknią za sobą, lecz
żadne z nich nie zrobi kroku wprzód. Każde z nich nie daje poznać po
sobie co tak naprawdę czuje. Chcą uciec od tego uczucia, ale nie
potrafią. Skupiają się na innych sprawach, ale w głowie mają ciągle
swoją drugą połówkę. Ona rozpoczęła trzeci rok nauki, gdzie zamierza jak
najlepiej przygotować się do zbliżającej się matury. On daje z siebie
wszystko na treningach i meczach. Lecz, gdy są sami, z dala od
przyjaciół, powracają myśli, wspomnienia, narasta uczucie i nie potrafią
przestać kochać, choć miłość sprawia im ogromny ból.
Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym szczególnym od wcześniejszych. Znużona siedziałam w klasach słuchając profesorów, chwilami coś notując bądź rysując na okładkach zeszytów. Nie wyróżniałam się spośród rówieśników, próbowałam się wpasować w tutejszy świat. Najmilszym akcentem dzisiejszego dnia w szkole, był fakt, że zostały skrócone lekcje ze względu na nieobecność mojej nauczycielki historii. Przyznam, że ucieszyła mnie ta wiadomość, zwłaszcza że nie byłam przygotowana. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu, nawet teraz, gdy przydzielono mi tak sympatyczną panią. Nie zwlekając zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę wyjścia, co jednak zajęło trochę czasu, nim prawie tysiąc uczniów rozeszło się po salach. Po co najmniej pięciominutowym czekaniu zachłysnęłam się świeżym powietrzem. Na rozwiane włosy zarzuciłam kaptur, ręce schowałam do kieszeni i powoli kroczyłam w kierunku mojego domu. Będąc już bardzo blisko miejsca zamieszkania, zobaczyłam tylko odjeżdżający samochód taty, co świadczyło, że dzisiejsze popołudnie po raz kolejny spędzę sama. Prawdę mówiąc odpowiadało mi, głównie z tego względu, że od dłuższego czasu nie potrafię się porozumieć z moim ojcem. Na szczęście nie wie nic o moim wyczynie sprzed kilku tygodni, ale prawdopodobnie domyśla się, że mi się nie układa w Niemczech. I pewnie jeszcze bardziej jest świadomy faktu, że za sprawą mojego samopoczucia i zachowania, stoi jeden z jego podopiecznych. I jeśli tak uważa to się nie myli. Taka jest prawda i nic tego nie zmieni. Tęsknię za nim i nie ma w tym chyba nic dziwnego, skoro go kocham. Tęsknię za tym jak przychodził do mnie i godzinami siedzieliśmy w milczeniu, ale to nam wystarczało. Lecz może się mylę w tym stwierdzeniu. Mi wystarczało, ale nie jemu. On chciał czegoś więcej, czegoś więcej niż mu dawałam. Ale nie potrafiłam zachowywać się tak jakby nic się nie wydarzyło. Potrzebuję czasy by ustatkować się psychicznie i znów wrócić do prawdziwej siebie. W co jednak wątpię by nastąpiło. Jeśli się zmieniamy, do nigdy nie wracamy do tej osoby którą byliśmy.
- Koniec na dzisiaj !!!- wykrzyczał trener co było najmilszą rzeczą jaką dla nas dzisiaj zrobił. Ostatnie treningi przypominają bardziej testy wytrzymałościowe niż zwykła gra w piłkę. Odetchnąłem głęboko i wraz z resztą chłopaków udałem się do szatni. Nie wsłuchując się w pogawędki przyjaciół wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i zapakowałem swoją torbę.
- Pójdziesz z nami do klubu, nie Reus ?- zapytał Kevin wciągając na siebie bluzę. Reszta wbiła we mnie wzrok oczekując odpowiedzi, i liczyli na to, że się zgodzę.
- Nie- odparłem krótko sprawdzając godzinę.
- Jak to nie ? No co ty ? Weź, chodź. Będzie super !- krótkie zdania rozlegały się po niewielkim pomieszczeniu. Wszyscy próbowali namówić mnie do wyjścia, lecz byłem nieuległy.
- Mówię nie ! A nie to nie ! Dajcie mi wszyscy święty spokój !- burknąłem co nie było za grzeczne, ale emocje były górą. Moja wściekłość osiągnęła apogeum, gdy Mats dorzucił od siebie
- Zakochany. I to nieszczęśliwe, więc można mu wybaczyć.
- Nie jestem zakochany ! Nigdy nie byłem i nie będę. Ja nie kocham ! Ja wykorzystuję, ranię i odchodzę. Taki właśnie jestem. A Kaśka była moją kolejną zdobyczą. Nic więcej. Zabawiłem się i zostawiłem. Jestem egoistą i największym dupkiem jaki stąpa po ziemi. Zrozumcie, że właśnie taki jest Marco Reus.- oświadczyłem po czym opuściłem szatnię. Przy wyjściu dane mi było natknąć się jeszcze na Kloppa, który tak łatwo nie pozwolił mi wyjść ze stadionu.
- Marco, wszystko w porządku ?- zapytał, a w jego głosie usłyszałem troskę. Już nie mówił z pogardą wobec mnie, tak jak to było jeszcze kilka dni temu.
- Po co pan pyta ? Przecież to pana w ogóle nie obchodzi. Znienawidził mnie pan za to co zrobiłem, jak potraktowałem Kaśkę. Już tylko czekam jak zasiądę na ławce w ramach zadośćuczynienia.Ale spokojnie, ja to rozumiem. Mimo wszystko jestem dużym chłopcem, wiem że za swoje czyny ponosi się konsekwencje.
- Marco ! Wiesz, że tak nie myślę. Przyznaję, że byłem wściekły na ciebie, ale chodziło o moją córkę. Teraz widzę jak ją kochasz, ale cierpisz nie mogąc z nią być. A ja martwię się o nią, ale i o ciebie. Jesteś dla mnie jak syn, więc też chciałbym wiedzieć jak się trzymasz po tym wszystkim co się wydarzyło.
- Ja się nie trzymam. Nic nie jest w porządku. I nie będzie. Zresztą...mam to wszystko w dupie- minąłem sylwetkę mężczyzny po czym wyszedłem na zewnątrz. Kopiąc niewielki kamień dotarłem do swojego samochodu, do którego wsiadłem i z impetem przycisnąłem pedał gazu i marzyłem by jak najszybciej znaleźć się we własnym mieszkaniu.
Siedziałam owinięta pluszowym kocem, w rękach z kubkiem gorącej herbaty malinowej wpatrując się w jeżdżące ulicą samochody. O tej porze zazwyczaj się uczyłam, ale w tej chwili nie miałam do tego ochoty. Z nadzieją wyglądałam, że za chwilę przyjedzie Marco, przyjdzie tutaj do mnie i razem spędzimy to popołudnie. Jednak były to tylko moje marzenia, nadzieje nie do spełnienia.
- Mogę wejść?- zapytał tata stojący w progu. Skinęłam głową, a ten wszedł siadając na skraju łóżka.- Musimy porozmawiać. Wiem, że nie masz ochoty, więc nie zajmie mi to wiele czasu. Nie zamierzam wtrącać się w twoje sprawy prywatne, zwłaszcza te które związane są z chłopcami. Doskonale o tym wiesz. Lecz teraz chodzi o kogoś więcej, niż o jakiegoś kolegę z klasy, szkoły. Chodzi o Marco, który jest dla mnie jak syn. Nie wiem co zamierzasz zrobić córciu, ale nie zrób czegoś przez co go stracisz. To, że on zranił ciebie, nie oznacza, że ty masz potraktować go w ten sam sposób. Marco potrafi uczyć się na własnych błędach, a to była dla niego nauczka. Porozmawiaj z nim. On potrzebuje ciebie tak bardzo jak ty jego.
- Tato...kocham cię.
- Ja ciebie też- ucałował mnie w czoło, po czym zostawił samą.
Za oknem rozpościerał się piękny widok zachodzącego słońca. Jego promienie odbijały się od pożółkłych liści, upiększając okolicę. Otarłam policzki z łez, szeroko się uśmiechając do siebie samej. Podeszłam do lustra, przed którym poprawiłam rozczochrane włosy i rozmazany makijaż. Z szafy wyjęłam swój ulubiony biały sweter, który był pamiątką po babci. Zawsze zakładałam go w chłodne dni. Gotowa zbiegłam ze schodów, żegnając się z tatą i wyszłam na dwór.
Stojąc przed drzwiami jego mieszkania czułam obawy. Uzasadnione czy też nie, ale je miałam. Wzmogłam się na odwagę i przycisnęłam dzwonek, którego dźwięk rozległ się po mieszkaniu. Niestety nikt nie otwierał, co upewniło mnie w przekonaniu, że go po prostu nie ma. Wyszedł, może bawi się już na mieście z kolegami, albo co gorsza kogoś ma, kogoś poznał, a o mnie zapomniał. Stojąc dłuższą chwilę pod drzwiami doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak już pójdę, a przyjdę innym razem, albo odwiedzę go na treningu Borussi. Z mojej twarzy zszedł uśmiech,a znów pojawił się smutek który nie opuszczał mnie ostatnimi czasy. Stojąc przed budynkiem mieszkalnym, witając się z podmuchami silnego jesiennego wiatru, ujrzałam sylwetkę mężczyzny, dla którego straciłam głowę. Z dłońmi schowanymi w kieszeniach, grzywką rozwianą na wszystkie strony świata i wzrokiem wbitym w płyty chodnika, zmierzał ku mojej osobie, nie dostrzegając mnie.
- Teraz ja przyszłam do ciebie-posłałam mu ciepły uśmiech po czym rzuciłam mu się na szyję, mocno go przytulając- Przyszłam, bo cię kocham. Chcę zapomnieć o tym co było, co się wydarzyło i zacząć wszystko na nowo. Chcę być z tobą już zawsze i wszędzie. Nie chcę żyć bez ciebie. - oderwałam się od jego ciała spoglądając w jego oczy.- Marco...powiedz coś...- wydukałam
- Co mam powiedzieć ? Nie wiem sam. Kocham cie jak wariat i będę ci to powtarzał już każdego dnia. Zawsze jak się będziesz budziła obok mnie, jak będziesz zasypiała. Nie pozwolę ci już więcej odejść, nie dopuszczę do tego bym cię stracił. Już nie. Wiesz co ? Cholera..kocham cię- po czym pocałował moje roześmiane usta. Wziął na ręce i nie puszczał. Nie pozwolił mi odejść, ciągle powtarzając słowa " Kocham cię " co w jego wykonaniu brzmiało wyjątkowo i pokochałam to jak do mnie mówi. Zresztą, pokochałam wszystko co jest z nim związane. Kochamy się i to powinien być początek czegoś dobrego. Początek nas.
- Coś ci powiem ?- szepnął mi do ucha
- Co ?
- Kocham cię...
idealne to to nie jest, ale coś jest. wróciłam dziś wcześniej do domu, więc udało mi się coś napisac. chyba teraz się rozweseli ta historia, bo ostatnio bywała dość smutna. a coz tego wyjdzie to nie wiem. postaram się dodać następny już za tydzień w ramach rekompensaty za rzadkie publikowanie. i dziękuję Wam za każdy komentarz skierowany do mnie za to co piszę. dziękuję...
pozdrawiam, Patrycja
Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym szczególnym od wcześniejszych. Znużona siedziałam w klasach słuchając profesorów, chwilami coś notując bądź rysując na okładkach zeszytów. Nie wyróżniałam się spośród rówieśników, próbowałam się wpasować w tutejszy świat. Najmilszym akcentem dzisiejszego dnia w szkole, był fakt, że zostały skrócone lekcje ze względu na nieobecność mojej nauczycielki historii. Przyznam, że ucieszyła mnie ta wiadomość, zwłaszcza że nie byłam przygotowana. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu, nawet teraz, gdy przydzielono mi tak sympatyczną panią. Nie zwlekając zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę wyjścia, co jednak zajęło trochę czasu, nim prawie tysiąc uczniów rozeszło się po salach. Po co najmniej pięciominutowym czekaniu zachłysnęłam się świeżym powietrzem. Na rozwiane włosy zarzuciłam kaptur, ręce schowałam do kieszeni i powoli kroczyłam w kierunku mojego domu. Będąc już bardzo blisko miejsca zamieszkania, zobaczyłam tylko odjeżdżający samochód taty, co świadczyło, że dzisiejsze popołudnie po raz kolejny spędzę sama. Prawdę mówiąc odpowiadało mi, głównie z tego względu, że od dłuższego czasu nie potrafię się porozumieć z moim ojcem. Na szczęście nie wie nic o moim wyczynie sprzed kilku tygodni, ale prawdopodobnie domyśla się, że mi się nie układa w Niemczech. I pewnie jeszcze bardziej jest świadomy faktu, że za sprawą mojego samopoczucia i zachowania, stoi jeden z jego podopiecznych. I jeśli tak uważa to się nie myli. Taka jest prawda i nic tego nie zmieni. Tęsknię za nim i nie ma w tym chyba nic dziwnego, skoro go kocham. Tęsknię za tym jak przychodził do mnie i godzinami siedzieliśmy w milczeniu, ale to nam wystarczało. Lecz może się mylę w tym stwierdzeniu. Mi wystarczało, ale nie jemu. On chciał czegoś więcej, czegoś więcej niż mu dawałam. Ale nie potrafiłam zachowywać się tak jakby nic się nie wydarzyło. Potrzebuję czasy by ustatkować się psychicznie i znów wrócić do prawdziwej siebie. W co jednak wątpię by nastąpiło. Jeśli się zmieniamy, do nigdy nie wracamy do tej osoby którą byliśmy.
- Koniec na dzisiaj !!!- wykrzyczał trener co było najmilszą rzeczą jaką dla nas dzisiaj zrobił. Ostatnie treningi przypominają bardziej testy wytrzymałościowe niż zwykła gra w piłkę. Odetchnąłem głęboko i wraz z resztą chłopaków udałem się do szatni. Nie wsłuchując się w pogawędki przyjaciół wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i zapakowałem swoją torbę.
- Pójdziesz z nami do klubu, nie Reus ?- zapytał Kevin wciągając na siebie bluzę. Reszta wbiła we mnie wzrok oczekując odpowiedzi, i liczyli na to, że się zgodzę.
- Nie- odparłem krótko sprawdzając godzinę.
- Jak to nie ? No co ty ? Weź, chodź. Będzie super !- krótkie zdania rozlegały się po niewielkim pomieszczeniu. Wszyscy próbowali namówić mnie do wyjścia, lecz byłem nieuległy.
- Mówię nie ! A nie to nie ! Dajcie mi wszyscy święty spokój !- burknąłem co nie było za grzeczne, ale emocje były górą. Moja wściekłość osiągnęła apogeum, gdy Mats dorzucił od siebie
- Zakochany. I to nieszczęśliwe, więc można mu wybaczyć.
- Nie jestem zakochany ! Nigdy nie byłem i nie będę. Ja nie kocham ! Ja wykorzystuję, ranię i odchodzę. Taki właśnie jestem. A Kaśka była moją kolejną zdobyczą. Nic więcej. Zabawiłem się i zostawiłem. Jestem egoistą i największym dupkiem jaki stąpa po ziemi. Zrozumcie, że właśnie taki jest Marco Reus.- oświadczyłem po czym opuściłem szatnię. Przy wyjściu dane mi było natknąć się jeszcze na Kloppa, który tak łatwo nie pozwolił mi wyjść ze stadionu.
- Marco, wszystko w porządku ?- zapytał, a w jego głosie usłyszałem troskę. Już nie mówił z pogardą wobec mnie, tak jak to było jeszcze kilka dni temu.
- Po co pan pyta ? Przecież to pana w ogóle nie obchodzi. Znienawidził mnie pan za to co zrobiłem, jak potraktowałem Kaśkę. Już tylko czekam jak zasiądę na ławce w ramach zadośćuczynienia.Ale spokojnie, ja to rozumiem. Mimo wszystko jestem dużym chłopcem, wiem że za swoje czyny ponosi się konsekwencje.
- Marco ! Wiesz, że tak nie myślę. Przyznaję, że byłem wściekły na ciebie, ale chodziło o moją córkę. Teraz widzę jak ją kochasz, ale cierpisz nie mogąc z nią być. A ja martwię się o nią, ale i o ciebie. Jesteś dla mnie jak syn, więc też chciałbym wiedzieć jak się trzymasz po tym wszystkim co się wydarzyło.
- Ja się nie trzymam. Nic nie jest w porządku. I nie będzie. Zresztą...mam to wszystko w dupie- minąłem sylwetkę mężczyzny po czym wyszedłem na zewnątrz. Kopiąc niewielki kamień dotarłem do swojego samochodu, do którego wsiadłem i z impetem przycisnąłem pedał gazu i marzyłem by jak najszybciej znaleźć się we własnym mieszkaniu.
Siedziałam owinięta pluszowym kocem, w rękach z kubkiem gorącej herbaty malinowej wpatrując się w jeżdżące ulicą samochody. O tej porze zazwyczaj się uczyłam, ale w tej chwili nie miałam do tego ochoty. Z nadzieją wyglądałam, że za chwilę przyjedzie Marco, przyjdzie tutaj do mnie i razem spędzimy to popołudnie. Jednak były to tylko moje marzenia, nadzieje nie do spełnienia.
- Mogę wejść?- zapytał tata stojący w progu. Skinęłam głową, a ten wszedł siadając na skraju łóżka.- Musimy porozmawiać. Wiem, że nie masz ochoty, więc nie zajmie mi to wiele czasu. Nie zamierzam wtrącać się w twoje sprawy prywatne, zwłaszcza te które związane są z chłopcami. Doskonale o tym wiesz. Lecz teraz chodzi o kogoś więcej, niż o jakiegoś kolegę z klasy, szkoły. Chodzi o Marco, który jest dla mnie jak syn. Nie wiem co zamierzasz zrobić córciu, ale nie zrób czegoś przez co go stracisz. To, że on zranił ciebie, nie oznacza, że ty masz potraktować go w ten sam sposób. Marco potrafi uczyć się na własnych błędach, a to była dla niego nauczka. Porozmawiaj z nim. On potrzebuje ciebie tak bardzo jak ty jego.
- Tato...kocham cię.
- Ja ciebie też- ucałował mnie w czoło, po czym zostawił samą.
Za oknem rozpościerał się piękny widok zachodzącego słońca. Jego promienie odbijały się od pożółkłych liści, upiększając okolicę. Otarłam policzki z łez, szeroko się uśmiechając do siebie samej. Podeszłam do lustra, przed którym poprawiłam rozczochrane włosy i rozmazany makijaż. Z szafy wyjęłam swój ulubiony biały sweter, który był pamiątką po babci. Zawsze zakładałam go w chłodne dni. Gotowa zbiegłam ze schodów, żegnając się z tatą i wyszłam na dwór.
Stojąc przed drzwiami jego mieszkania czułam obawy. Uzasadnione czy też nie, ale je miałam. Wzmogłam się na odwagę i przycisnęłam dzwonek, którego dźwięk rozległ się po mieszkaniu. Niestety nikt nie otwierał, co upewniło mnie w przekonaniu, że go po prostu nie ma. Wyszedł, może bawi się już na mieście z kolegami, albo co gorsza kogoś ma, kogoś poznał, a o mnie zapomniał. Stojąc dłuższą chwilę pod drzwiami doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak już pójdę, a przyjdę innym razem, albo odwiedzę go na treningu Borussi. Z mojej twarzy zszedł uśmiech,a znów pojawił się smutek który nie opuszczał mnie ostatnimi czasy. Stojąc przed budynkiem mieszkalnym, witając się z podmuchami silnego jesiennego wiatru, ujrzałam sylwetkę mężczyzny, dla którego straciłam głowę. Z dłońmi schowanymi w kieszeniach, grzywką rozwianą na wszystkie strony świata i wzrokiem wbitym w płyty chodnika, zmierzał ku mojej osobie, nie dostrzegając mnie.
- Teraz ja przyszłam do ciebie-posłałam mu ciepły uśmiech po czym rzuciłam mu się na szyję, mocno go przytulając- Przyszłam, bo cię kocham. Chcę zapomnieć o tym co było, co się wydarzyło i zacząć wszystko na nowo. Chcę być z tobą już zawsze i wszędzie. Nie chcę żyć bez ciebie. - oderwałam się od jego ciała spoglądając w jego oczy.- Marco...powiedz coś...- wydukałam
- Co mam powiedzieć ? Nie wiem sam. Kocham cie jak wariat i będę ci to powtarzał już każdego dnia. Zawsze jak się będziesz budziła obok mnie, jak będziesz zasypiała. Nie pozwolę ci już więcej odejść, nie dopuszczę do tego bym cię stracił. Już nie. Wiesz co ? Cholera..kocham cię- po czym pocałował moje roześmiane usta. Wziął na ręce i nie puszczał. Nie pozwolił mi odejść, ciągle powtarzając słowa " Kocham cię " co w jego wykonaniu brzmiało wyjątkowo i pokochałam to jak do mnie mówi. Zresztą, pokochałam wszystko co jest z nim związane. Kochamy się i to powinien być początek czegoś dobrego. Początek nas.
- Coś ci powiem ?- szepnął mi do ucha
- Co ?
- Kocham cię...
idealne to to nie jest, ale coś jest. wróciłam dziś wcześniej do domu, więc udało mi się coś napisac. chyba teraz się rozweseli ta historia, bo ostatnio bywała dość smutna. a coz tego wyjdzie to nie wiem. postaram się dodać następny już za tydzień w ramach rekompensaty za rzadkie publikowanie. i dziękuję Wam za każdy komentarz skierowany do mnie za to co piszę. dziękuję...
pozdrawiam, Patrycja
Subskrybuj:
Posty (Atom)